Niedawno gruchnęła sensacyjna informacja, że jeden z najlepszych polskich kierowców wyścigowych, Kuba Giermaziak wystartuje w legendarnym długodystansowym wyścigu 24h Le Mans. Będzie pierwszym w powojennej historii Polakiem biorącym udział w tej prestiżowej imprezie. Wyścig dopiero w czerwcu, a już teraz, specjalnie dla tvn24.pl, Giermaziak zdradza swój przepis na sukces.
Jest lipiec, środek lata 1990 roku. W miasteczku Gostyń na południu Wielkopolski, w "zmotoryzowanej" rodzinie Giermaziaków, na świat przychodzi drugi syn - mały Kuba. Jego ojciec Piotr prowadzi wówczas świetnie prosperującą firmę produkującą filtry samochodowe. Nie ma prawa wiedzieć, że ciągły kontakt syna z samochodami zarazi go miłością do motoryzacji. Zapewne nie śmiał nawet myśleć, że pasja małego chłopca przerodzi się później w jego sposób na życie.
Trudne początki
Kuba wychowywał się nieopodal Gostynia, we wsi Godurowo, gdzie stoi rodzinny dom Giermaziaków. Tam też kwitła jego miłość do samochodów.
- Z racji prowadzenia przez ojca firmy z branży motoryzacyjnej, często jeździłem chociażby na targi motoryzacyjne do Poznania. Tak rozwijała się moja pasja do samochodów. To wtedy pierwszy raz pomyślałem, że świetnie byłoby się ścigać - przyznaje Kuba Giermaziak.
I tak w 2000 roku zaczęła się wielka przygoda Kuby ze ściganiem. We wspomnianym już Gostyniu był tor kartingowy, na którym stawiał on pierwsze kroki. Tym zawsze towarzyszą jednak i upadki. Młodemu Giermaziakowi nie szło na początku najlepiej.
- Pierwsze lata w kartingu będę wspominał raczej kiepsko. Nie było sukcesów, rodziła się frustracja. Doszło do tego, że myślałem o zaprzestaniu ścigania się. Zrobiłem sobie półtoraroczną przerwę w startach - wspomina kierowca. - Na szczęście zawsze czułem wsparcie swoich rodziców. Nieważne co by się działo, oni nigdy mnie do niczego nie przymuszali. W wieku 15 lat wróciłem na tor i... zacząłem wygrywać. Okazało się, że wcześniej trafiliśmy na nieodpowiednie osoby - mówi Kuba.
Młody kierowca zgarnął wówczas kartingowy tytuł wicemistrza świata, puchar Polski, a także Europy Wschodniej. To otworzyło mu furtkę do poważnego ścigania.
Śladami Kubicy
W 2007 roku zadebiutował w Formule Renault 2000, gdzie spędził trzy lata. Było to pierwsze spotkanie Giermaziaka z bolidem, czyli pojazdem zbudowanym od podstaw w celu ścigania się na torze. Klasa ta charakteryzuje się dużą konkurencyjnością. Największą rolę odgrywają w niej umiejętności kierowców, a nie inżynierów poszczególnych teamów.
Wiele znakomitych kierowców zaczynało swoje wielkie kariery właśnie tam. Warto wspomnieć takie nazwiska jak Lewis Hamilton, Heikki Kovalainen, Jenson Button, czy nasz, polski rodzynek w Formule 1, Robert Kubica, który po groźnym wypadku przesiadł się do samochodu rajdowego. Kuba nie osiągnął tam wielkich sukcesów, ale podchodził do tego z chłodną głową.
- Można przecież zostać mistrzem świata nie tylko w Formule 1 - śmieje się.
Giermaziak na belgijskim torze Spa:
Sukcesy w porsche
Wtedy spełnił też jedno ze swoich największych marzeń. - Całe życie chciałem ścigać się w Lamborghini. Jeden team zgłosił się do mnie, z propozycją, na którą przystałem bez zastanowienia. Byłem bardzo podekscytowany, dostałem szansę aby zasiąść za kółkiem tego samochodu. Przeszedłem testy, wszystko było ok. Dobrze mi się współpracowało z mechanikami. Przyszedł czas pierwszego wyścigu. Szło mi bardzo dobrze, jechałem na 2. miejscu. I niestety popełniłem błąd. Wypadłem z trasy i rozwaliłem auto. Na szczęście ciężka praca mechaników się opłaciła. Naprawili samochód i kolejnego dnia zająłem 3. miejsce - wspomina Giermaziak.
W 2010 roku Kuba dołączył do pierwszego w historii polskiego zespołu w motosporcie. VERVA Racing Team wystawiła swój zespół w serii Porsche Supercup, w którym Giermaziak jeździł u boku innego polskiego kierowcy Roberta Lukasa. Co prawda w 2011 roku zaliczył jeszcze krótki mariaż z Formułą 3, ale wtedy już bardziej niż na ściganiu się w bolidach, skupiał się na zmaganiach w autach przystosowanych do wyścigów.
A różnica jest zasadnicza. Tego typu auta tworzone są z myślą o "cywilnych" drogach. Oczywiście wprowadza się do nich szereg modyfikacji, takich jak zwiększenie mocy, czy zmniejszenie masy; lepsze są hamulce, lepsze zawieszenie, itp.
Swój inauguracyjny sezon za kółkiem Porsche Giermaziak ukończył na dobrym, 10. miejscu. W kolejnych sezonach było tylko lepiej. Rok później stanął już na 3. miejscu podium na końcu sezonu, wygrywając w nim dwa wyścigi. Najlepszy sezon zaliczył w 2014 roku, zgarniając tytuł wicemistrza serii.
W międzyczasie Polski kierowca brał udział również w kilku długodystansowych wyścigach. Za oceanem, w Stanach Zjednoczonych startował w słynnych Petit Le Mans, czy 24 at Daytona. W Europie były to natomiast wyścigi takie jak 12 Hours of Sebring, a także belgijski 24 Hours of Zolder, który zresztą wygrał. Świetna postawa w Porsche Supercup, a także doświadczenie zdobyte w wielogodzinnych wyścigach musiały w końcu zaowocować czymś niezwykłym.
Czas na Le Mans!
Pod koniec marca 2015 Damian Raciniewski menadżer Giermaziaka poinformował, że jego podopieczny wystartuje w legendarnym 24-godzinnym wyścigu Le Mans.
- Kuba po zakończeniu sezonu 2014 miał kilka ciekawych propozycji a propos startu w Le Mans 24. Konsekwentna realizacja kolejnych kroków Kuby w świecie motosportu spowodowała, iż ten młody kierowca stanie na linii startu najbardziej legendarnej imprezy na świecie. Cieszę się, że w wieku 24 lat nasz rodak weźmie udział w wyścigu, w którym startowali m.in. Colin McRae, Michael Schumacher, Mark Webber, Fernando Alonso, Paul Belmondo czy Paul Newman. Kuba chce stanąć na podium w kategorii w której będzie startował - przyznał Raciniewski.
A kategorie w Le Mans są cztery: najbardziej zaawansowana technicznie P1, P2, a także GT PRO - klasa zespołów fabrycznych i równoległa GT AM, w której swoje samochody wystawiają teamy prywatne. To właśnie w tej ostatniej pojedzie Giermaziak.
Mimo, że miał on oferty z porsche, którym przecież jeździ regularnie, ostatecznie wybór padł na samochód z włoskiej stajni. Polski kierowca zasiądzie za kierownicą 465-konnego Ferrari 458 Italia GT2, które w 2012 i 2014 roku wygrało francuską imprezę w swojej klasie.
- To spełnienie marzeń! Znowu poczułem się jak dziecko. Z tego co pamiętam, 24h Le Mans było pierwszym wyścigiem jaki zobaczyłem w swoim życiu - rozentuzjazmował się Giermaziak.
Legendarny wyścig na legendarnym torze
24h Le Mans to jeden z najsłynniejszych wyścigów w historii światowego motosportu. Pierwszy raz odbył się w 1923 roku i do dzisiaj, za wyjątkiem kilku lat przerwy w startach, rokrocznie przyciąga najlepszych kierowców na świecie. Obecnie organizowany jest zarówno dla tych za sterami samochodów, jak i motocyklistów.
Zadaniem trzyosobowych drużyn jest przejechanie jak największej liczby okrążeń toru Circuit de la Sarthe, w ciągu dokładnie jednej doby. Co ciekawe, jeden z najdłuższych torów wyścigowych na świecie (13, 629 km), znajdujący się we francuskim Le Mans, w dużej mierze wykorzystuje lokalne drogi, na co dzień uczęszczane przez ruch publiczny.
A jak wygląda rywalizacja w takim wyścigu z technicznego punktu widzenia? - Jednym autem jedzie trzech kierowców, którzy się zmieniają w trakcie wyścigu. Ciekawostką jest, że jeden z nich nie może być zawodowym kierowcą. Generalnie receptą na sukces w takich wyścigach nie jest raczej zabójcza jazda i wykręcanie jak najlepszych czasów. To się może źle skończyć. Grunt to jechać precyzyjnie, równo, tak, aby jak najmniej czasu spędzać w boksie - tłumaczy polski kierowca.
- Do tej pory wszystkie długodystansowe wyścigi kończyłem bez najmniejszej kolizji. Miejmy nadzieję, że teraz będzie podobnie - kończy Giermaziak.
Kierowcy na starcie zameldują się już 13 czerwca.
Autor: Igor Białousz / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: VERVA Street Racing