Kontrolerka z Kalisza wyrzuciła z autobusu 10-latka, który nie miał ważnego biletu. Tak przynajmniej twierdzi chłopiec i jego matka. - Nie wiedział gdzie jest, płakał i trząsł się, nie mogłam się z nim dogadać - relacjonuje kobieta. Przewoźnik twierdzi, że Kuba sam wyszedł z pojazdu.
Tego dnia rodzice wyjątkowo nie mogli odebrać 10-latka ze szkoły osobiście, więc kazali mu wrócić autobusem. Wiedział gdzie wsiąść i gdzie wysiąść. Z przystanku koło domy, do którego miał dojechać, miała go odebrać mama. Prosty plan jednak się nie powiódł, bo Kuba wylądował w kompletnie nieznanym sobie miejscu, w innej części miasta.
"Wysiadaj, masz szczęście!"
- Kuba miał ważny bilet, ale nie pokazał go pani kontrolerce, bo zgubił go tuż przed wejściem do autobusu. Ona nawet nie dała dojść mu do słowa, mówiła "wysiadaj, wysiadaj, masz szczęście!" - opowiada Renata Jankowska, mama Kuby.
Nie kryje oburzenia zachowaniem kontrolerki, której najwyraźniej nie interesowało, jak dziecko wróci do domu.
- Przecież miał nawet zapasowe bilety, zawsze wkładam mu do plecaka. Tak się zestresował, że kompletnie o tym zapomniał. Znalazł się na jakimś nieznanym przystanku i wysłał mi SMS-a. Zadzwoniłam, ale tak płakał, że nie mogłam się z nim dogadać ani go uspokoić - wspomina kobieta.
Jest skarga na kontrolerkę
- Ta kobieta powinna się zainteresować co dalej z Kubą. Jak tak można? Potraktowała moje dziecko jak rzecz. W czasach kiedy obcy ludzie wciągają dzieci do swoich samochodów wszystko się może zdarzyć! Kto by odpowiedział, jeśli coś by mu się stało? - pyta mama Kuby.
Pani Renata chce, żeby kontrolerka odpowiedziała za to, co się stało. - Złożyłam skargę do Kaliskiego Przedsiębiorstwa Transportowego. W zażaleniu wszystko dokładnie opisałam. Prezes jednak koniecznie chce się ze mną spotkać, ale nie wezmę przecież specjalnie urlopu, w tygodniu pracuję - rozkłada ręce Jankowska.
"Nie doszło do wyrzucenia"
Wersja zdarzeń przewoźnika jest jednak nieco inna.
- Po tym, jak okazało się, że chłopiec nie ma biletu, kontrolerka odstąpiła od dalszych czynności. Nie żądała od niego podania danych i zapłacenia kary. Według posiadanych przez nas informacji, on opuścił autobus sam, nie doszło do żadnego wyrzucenia. Szkolimy naszych kontrolerów, aby zachowywali się delikatniej względem dzieci bez opiekunów - zapewnia wiceprezes Kaliskich Linii Autobusowych Ryszard Latański.
Tłumaczy, że zajął się sprawą i będzie starał się ją wyjaśnić. Apeluje do wszystkich, którzy jechali tego dnia linią nr 18, aby zgłaszali się do firmy i opowiedzieli, co widzieli.
Autor: ww/b / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty Kaliskie | Ewelina Samulak