Straż pożarna dostała wezwanie do wypadku w Kobylej Górze. Według zgłaszającego, auto uderzyło w drzewo, a jadące nim dwie osoby samodzielnie opuściły pojazd. Kiedy służby pojawiły się na miejscu, zastały tylko zniszczony, pusty samochód bez tablic rejestracyjnych. Nikogo w pobliżu nie było. Policja już wie dlaczego.
W sobotę około godz. 22 dyżurny komendy powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Ostrzeszowie odebrał wezwanie do wypadku na ul. Sikorskiego w Kobylej Górze (woj. wielkopolskie).
- Ze zgłoszenia wynikało, że samochód osobowy uderzył w drzewo i że o własnych siłach opuściły go dwie osoby. Zgłaszający to przypadkowy przechodzień. Dyżurnemu przekazał jeszcze, że z uszkodzonego pojazdu nie wyciekają żadne płyny - mówił Radosław Gatkowski, rzecznik PSP w Ostrzeszowie.
Na miejsce zadysponowano straż pożarną z Ostrzeszowa i z Kobylej Góry, policję oraz pogotowie.
"Zastęp OSP Kobyla Góra pierwszy dotarł na miejsce. Zastaliśmy tam rozbity samochód marki BMW. Osób poszkodowanych nie było. Samochód nie posiadał tablic rejestracyjnych. Nasze działania polegały na zabezpieczeniu miejsca wypadku" - podało OSP w komunikacie.
Co stało się z kierowcą?
Okoliczności tego zagadkowego zdarzenia wyjaśniała ostrzeszowska policja. Funkcjonariusze sprawdzili teren w pobliżu miejsca kolizji, ale nikogo nie znaleźli. Mimo to sprawę udało się rozwiązać jeszcze w weekend.
- W niedzielę do komendy zgłosił się obywatel Ukrainy, który oświadczył, że to on kierował bmw. Potwierdził też informacje, które otrzymaliśmy w zgłoszeniu. Oprócz niego w aucie znajdował się jeszcze pasażer. W zderzeniu nikt nie ucierpiał, a kierowca uciekł, bo jego prawo jazdy straciło ważność. Obawiał się konsekwencji. Został ukarany wysokim mandatem karnym - mówi tvn24.pl sierżant Martyn Kowalczyk, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Ostrzeszowie.
Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: OSP Kobyla Góra