- Człowiek, który spowodował wypadek na lotnisku w Pile, zakończył swój udział w treningu i jechał po tej części lotniska, która nie była przygotowana do tak szybkiej jazdy - mówił na antenie TVN24 Tomasz Kuchar, kierowca rajdowy, który sam zajmuje się organizacją podobnych wydarzeń.
Wypadek, do którego odnosił się Kuchar, miał miejsce w niedzielę przed godziną 15. Na lotnisku w Pile, tamtejszy automobilklub organizował trening samochodowy, na którym kierowcy mogli doskonalić swoje umiejętności na specjalnie przygotowanym torze.
Kiedy impreza dobiegała końca, kierujący fiatem seicento oraz renault megane odjechali z miejsca i kierowali się do wyjazdu z terenu lotniska. Jechali równoległymi drogami. W pewnym momencie doszło do zderzenia i potrącenia kobiety z dwójką dzieci, która tamtędy spacerowała. Po wypadku kobieta z 13-letnią córką została zabrana do szpitala w Pile. 8-miesięczne niemowlę przetransportowano śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Poznania. Jego stan określany jest jako ciężki ale stabilny.
Kierowca renault został zatrzymany. Badania jego moczu wskazały, że prowadził pod wpływem środków odurzających. Jeszcze w poniedziałek ma usłyszeć zarzuty.
"Impreza bardzo dobrze zabezpieczona"
- W całym środowisku rajdowym jest nam bardzo przykro, że do tego doszło. Trzymamy kciuki, aby wszyscy poszkodowani wyszli z tego. Chciałbym od razu zdementować pewne plotki, które do mnie dotarły. Co do samej imprezy - to nie była impreza amatorska. Organizował to profesjonalnie przygotowany automobilklub. Po to się organizuje takie eventy, aby ludzie na co dzień nie próbowali tego robić na drogach publicznych. Jest przygotowany odcinek specjalny, gdzie w bezpieczny i kontrolowany sposób można potrenować, doskonalić swoje umiejętności, a także sprawdzić jak działa fizyka na samochody - mówił Kuchar.
- Człowiek, który spowodował wypadek, zakończył swój udział w treningu i był już w drodze do domu. Jechał po części lotniska, która nie była przygotowana, aby jechać po niej szybko. Myślę, że wytłumaczeniem wszystkiego, może być to, że jechał pod wpływem środków odurzających. Impreza była bardzo dobrze zabezpieczona - dodał rajdowiec.
Automobilkluby profesjonalnie przeszkolone
Kuchar, który sam organizuje podobne szkolenia, przyznał, że odebrał wiele telefonów z zapytaniami, czy ten wypadek wydarzył się na jednym z nich.
- Wielu dziennikarzy dzwoniło z przekonaniem, że ten wypadek wydarzył się u nas, na lotnisku w Debrznie. Też jestem właścicielem podobnego obiektu, który znajduje się, pod Piłą - przyznał kierowca.
- Jesteśmy sformalizowani jako automobilkluby, które profesjonalnie są do tego przeszkolone, które wiedzą jak mają wyglądać strefy buforowe, gdzie mogą stać kibice, jak powinna być skonfigurowana trasa, aby właśnie nikomu się nic nie stało - tłumaczył.
"Nie ma obowiązku badań"
Rajdowiec zastanawiał się także nad rozwiązaniem problemu jazdy pod wpływem środków odurzających. Jak mówił, organizatorzy nie są w stanie kontrolować, czy uczestnicy wcześniej czegoś nie zażyli.
- W większości imprez są badania na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu, natomiast nie jest łatwo i nie ma takiego obowiązku, aby zrobić badania na zawartość środków odurzających. To jest także częsty problem wśród kierowców cywilnych poruszających się po polskich drogach. Może warto się zastanowić, czy istnieje jakaś metoda, aby w prosty i szybki sposób zweryfikować czy kierowca jest pod wpływem tego typu środków - zakończył Kuchar.
Autor: ib//ec / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24