Wyciek maili ze skrzynki prezesa Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych spowodował w Poznaniu polityczne trzęsienie ziemi. Agnieszka Pachciarz, która miała sabotować koalicję PO z SLD, zrezygnowała ze stanowiska zastępcy prezydenta Poznania. O swojej decyzji poinformowała prezydenta Jacka Jaśkowiaka, wysyłając SMS. W mieście miało dochodzić do obsadzania stanowisk "ludźmi posła Jacka Tomczaka". Sprawą wycieku maili już zajmują się policja i prokuratura.
Afera wybuchła w poniedziałek wieczorem. Jako pierwszy poinformował o niej "Głos Wielkopolski". Z Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych wyciekła treść maili, jakie prezes Paweł Augustyn wysyłał do wiceprezydent Agnieszki Pachciarz, a także wymieniał z Jackiem Tomczakiem, posłem PO. W aferę zamieszany jest także Mirosław Kruszyński, były wiceprezydent. Najważniejsze wnioski z tej korespondencji to próby obsadzania stanowisk w ZKZL "swoimi ludźmi" i wątpliwości co do uczciwości konkursu na prezesa ZKZL oraz próby storpedowania koalicji PO-SLD w radzie miasta na rzecz współpracy z radnymi z klubu Ryszarda Grobelnego.
Afera na dwa wątki
Agnieszka Pachciarz zastępczynią Jacka Jaśkowiaka została w lutym. Było to spełnienie obietnicy przedwyborczej - wśród zastępców miała znaleźć się kobieta. Kandydatki szukano długo. W końcu wybór padł na byłą szefową Narodowego Funduszu Zdrowia. Wśród jej obowiązków znalazł się m.in. nadzór nad Zarządem Komunalnych Zasobów Lokalowych.
Dwa miesiące po objęciu przez nią stanowiska Paweł Augustyn został prezesem ZKZL. O tym, że wygra konkurs na to stanowisko, miał wiedzieć już wcześniej. Do konkursu mieli go przygotowywać Tomczak i Kruszyński.
- Przyjęliśmy bardzo wysokie standardy. Procedura była wieloetapowa, bardzo wnikliwa i dociekliwa. Wybraliśmy najlepszego kandydata - oceniał w kwietniu przewodniczący Rady Nadzorczej ZKZL Eryk Kosiński.
Tomczak szarą eminencją
"Najlepszy kandydat" przyjechał z Krakowa i miał być osobą "spoza układu". Korespondencja, o której mowa, wskazuje, że miał on się radzić posła Tomczaka i prawnika obsługującego ZKZL, co do tego, kogo zatrudnić w spółce. Tomczaka miał pytać, czy ma kogoś w swoich zasobach, kto byłby "nasz". Wątpliwości budzi też sam konkurs na stanowisko prezesa ZKZL, wygrany przez Augustyna.
Jacek Tomczak to konserwatywny poseł PO, kiedyś należący do PiS, które nawet wystawiło go jako swojego kandydata na prezydenta Poznania w 2006 r. W najbliższych wyborach miał startować z dalekiego 11. miejsca. "Głos Wielkopolski" nazywa go "rozgrywającym" afery.
W aferze pojawia się też Mirosław Kruszyński, wiceprezydent za czasów Ryszarda Grobelnego był odpowiedzialny m.in. za inwestycje i transport. Zarzuca się mu doprowadzenie do bałaganu przy najważniejszych remontach, wprowadzaniu karty PEKA czy pozwolenie na budowę dworca PKP w obecnym kształcie. Od niego Augustyn miał dostać sygnał, że jeśli dojdzie do koalicji PO z SLD, kilku radnych Platformy może odejść z klubu. Zdaniem byłego wiceprezydenta takiego zagrożenia miało nie być w przypadku porozumienia z radnymi klubu byłego prezydenta Grobelnego.
Tą informacją Augustyn miał dzielić się z Pachciarz. Ta w czerwcu, za plecami Jacka Jaśkowiaka, który rozmawiał wówczas z SLD, miała próbować storpedować potencjalną koalicję.
"Po oświadczeniu ZKZL wiedziałem, że to prawda"
Przez ostatnie dwa miesiące przecierałem oczy ze zdumienia, patrząc na działania pani wiceprezydent Tomasz Lewandowski, szef klubu radnych SLD
- Widziałem tę korespondencję kilkanaście dni temu. Nie mówiłem nic o niej głośno, bo miałem wątpliwości, czy jest prawdziwa. Kiedy jednak oświadczenie w sprawie włamania na skrzynki mailowe wydał ZKZL, stwierdziłem, że to wszystko prawda - mówi Tomasz Lewandowski, szef klubu radnych SLD. - Byłem święcie przekonany, że po zmianie prezydenta i odsunięciu ludzi, którzy rządzili od lat 90., wszelkie zmiany będą torpedowane. Zaczęło się od utrącenia - wydawałby się, że oczywistej po wyborach - koalicji PO i SLD w grudniu. Podobne tego typu działania miały miejsca w kolejnych miesiącach - dodaje.
"Koalicja zmieniła Pachciarz"
Z panem Augustynem jeszcze o sprawie nie rozmawiałem. Dla ZKZL najlepiej byłoby, gdyby sam podał się do dymisji Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania
Jak przyznaje, wszelkie rozmowy, jakie odbywał jako radny z panią Pachciarz, układały się dobrze, dopóki nie doszło do koalicji. - Przez ostatnie dwa miesiące przecierałem oczy ze zdumienia, patrząc na działania pani wiceprezydent - tłumaczy, dodając, że nie będzie wymieniał konkretnych zachowań pani Pachciarz, w związku z podaniem się jej do dymisji.
To stało się we wtorek o godz. 14. - Zachowała się honorowo. Dymisja to dobra decyzja. Skoro źle się czuje w takim układzie politycznym, to nie powinna w nim dłużej funkcjonować - wyjaśnia Lewandowski.
Jacek Jaśkowiak, informując o rezygnacji swojej zastępczyni, powiedział, że podobnego ruchu oczekuje od Augustyna. - Rada nadzorcza będzie działać w tym zakresie. Z panem Augustynem jeszcze o sprawie nie rozmawiałem. Dla ZKZL najlepiej byłoby, gdyby sam podał się do dymisji - powiedział.
"Awantura jak w portowej knajpie"
Nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z takimi osobami jak pani wiceprezydent Pachciarz i prezes Augustyn. To politykierskie zagrywki, na które nie powinno być miejsca w samorządzie Marek Sternalski, szef klubu radnych PO
Podobnego zdania jest Marek Sternalski, szef klubu radnych PO. - Zakładając, że korespondencja jest prawdziwa, nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z takimi osobami, jak pani wiceprezydent Pachciarz i prezes Augustyn. To politykierskie zagrywki, na które nie powinno być miejsca w samorządzie - mówi.
- Czujemy się równie poszkodowani jak SLD. Przez wiele tygodni prowadziliśmy negocjacje, a teraz okazuje się, że są osoby, które chciały to wywrócić - dodaje.
Szymon Szynkowski vel Sęk, szef klubu radnych PiS, nie kryje niesmaku całą sytuacją. - To jak awantura w knajpie portowej. Najpierw panuje zgoda, potem napięcie rośnie, a na końcu latają krzesła i kufle. Tą knajpą niestety jest Poznań i sprawy publiczne. Bardzo martwi mnie takie traktowanie miasta przez PO - mówi.
Korespondencję ze skrzynki mailowej Pawła Augustyna nazywa "wszystkim, co najgorsze w polityce".
- Podziały w PO mało mnie interesują. Walki wewnętrzne szkodzą jednak miastu. Nie powinniśmy szukać tego, kto pierwszy rzucił kuflem, tylko rozgonić to towarzystwo na cztery wiatry w najbliższych wyborach parlamentarnych, a potem samorządowych - ocenia Szynkowski vel. Sęk.
O przyszłość posła Tomczaka i jego obecność na listach w jesiennych wyborach zapytaliśmy biuro krajowe PO. Usłyszeliśmy, że sprawą na razie się nie zajmowano.
"Nie przyszłam tu, by brać udział w gierkach"
Forma mojej rezygnacji to efekt tego, że prezydent unikał rozmowy, nie odbierał telefonu. Nie mając innej możliwości, bowiem dziś byłam na delegacji w Warszawie, przekazałam wiadomość SMS-em. Agnieszka Pachciarz
Do całej sprawy ustosunkowała się też Agnieszka Pachciarz. - Moja rezygnacja wynika wyłącznie z braku możliwości dalszej współpracy. Tej pracy, jak i poprzednich, podjęłam się, aby pracować merytorycznie dla mieszkańców Poznania, a nie aby brać udział w podobnych gierkach. Forma mojej rezygnacji to efekt tego, że prezydent unikał rozmowy, nie odbierał telefonu. Nie mając innej możliwości, bowiem dziś byłam na delegacji w Warszawie, przekazałam wiadomość SMS-em – powiedziała tvn24.pl.
Jednocześnie była już wiceprezydent odcina się od zarzutów, jakie są jej stawiane. Jej zdaniem sugestie o próba doprowadzenia do przerwania rozmów PO i SLD oraz wpływie na konkurs na prezesa ZKZL, są insynuacjami. - Sprawa dziwi mnie tym bardziej, że ten konkurs był szeroko komentowany w mediach i opinia publiczna znała jego kuluary. I nagle po miesiącach moja rola zostaje przedziwnie wyolbrzymiona choć główni aktorzy tej sprawy byli świetnie wszystkim znani. W kilku rozmowach koalicyjnych z SLD brałam udział wspólnie z radnymi PO, w tych rozmowach staranie o dojście do porozumienia było obustronne. A o wadach i zaletach każdej z rozważanych do końca koalicji rozmawiałam otwarcie z prezydentem - przekonuje, dodając, że skoro stawiane są jej zarzuty dotyczące jakiejś korespondencji, to powinna być ona upubliczniona.
- W moich mailach żaden z tych zarzutów nie ma potwierdzenia - tłumaczy. Jak dodaje, sama gotowa jest upublicznić swoje maile, jednak pod warunkiem, że zrobią to także inne osoby, których sprawa dotyczy. Jej zdaniem obecnie możemy mówić co najwyżej "o wrażeniach z lektury kilku osób".
Policja bada sprawę wycieku maili
Sprawa korespondencji, która wyciekła z ZKZL, ma jednak konsekwencje nie tylko polityczne, ale także prawne. Zajmują się nią policja i prokuratura.
"Bardzo prawdopodobne, że doszło do rażącego naruszenia procedur związanych z bezpieczeństwem informacji i danych przetwarzanych przez spółkę. Policja zabezpieczyła komputer, który najprawdopodobniej posłużył do kradzieży korespondencji e-mailowej, co jest poważnym przestępstwem oraz jawnym działaniem na szkodę firmy. W związku ze tym zdarzeniem i prowadzonym w tej sprawie dochodzeniem przez organy ścigania, zarząd spółki wstrzymuje się od komentowania medialnych doniesień w sprawie wycieku danych z ZKZL" - czytamy w oświadczeniu wydanym przez ZKZL.
W dalszej części oświadczenia, ZKZL pisze, że "spółka stała się miejscem działań o charakterze niemal mafijnym". "Pozostaje znalezienie odpowiedzi na pytanie o cel tych działań i powody tak wielkiej determinacji w dążeniu do celu" - czytamy.
ZKZL dodaje, że doszło do narażenia klientów miejskiej spółki na ujawnienie ich danych osobowych lub tajemnicy przedsiębiorstwa. Opublikowanie korespondencji nazywa działaniem "niedopuszczalnym" i "podważajacym wiarygodność spółki".
Autor: Filip Czekała/gp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: UMP, jacektomczak.pl