Beata J. miała wtedy siedzieć w samolocie i lecieć do Anglii. O wyprowadzenie i nakarmienie psa miała poprosić przyjaciółkę. Gdy eksplodowało mieszkanie na pierwszym piętrze Beata J. była w nim. Jak pisze "Głos Wielkopolski" już nie żyła. Jej znajoma zginęła próbując dostać się do środka. Przeżył mąż kobiety. I pies. I domniemany sprawca tragedii.
Wciąż niewiele wiadomo na pewno, co stało się w niedzielę w kamienicy przy ul. 28 Czerwca w Poznaniu. Czy eksplozję ktoś wywołał, poprzez rozszczelnienie instalacji gazowej? A czy zrobił to, by - jak piszą media - zatuszować dokonanie wcześniej, w jednym z mieszkań, morderstwa? O tym śledczy milczą.
Oficjalnie wiadomo, że budynek runął po wybuchu, najprawdopodobniej gazu. Bilans tragedii: 5 ofiar. I 21 osób rannych. Nieoficjalnie - że Beata J. zginęła jeszcze przed eksplozją. Z rąk męża, z którym chciała się rozwieść. I że wtedy, w ogóle nie powinno jej być w mieszkaniu. Dlatego w budynku znalazła się jej przyjaciółka, która miała klucze. Pojechała tam ze swoim mężem.
Nie powinno ich tam być. Wszystkich
Jak napisali dziennikarze "Głosu Wielkopolskiego", Beata J. na niedzielę miała bilet lotniczy. Planowała podróż do swojego nowego partnera, który - podobnie jak jej mąż - przebywał w Anglii. Poprosiła znajomą, by pod jej nieobecność przyszła nakarmić psa. Koleżanka nie wiedziała, że w sobotę do domu niespodziewanie przyjechał mąż Beaty - Tomasz J.
Z informacji "Głosu" wynika, że kobieta poszła sama do mieszkania Beaty. Pod budynkiem, w samochodzie miał czekać jej mąż. – Kobieta nie była w stanie otworzyć drzwi, więc poprosiła swojego męża o pomoc. Ten miał wtedy się pojawić. Ostatnią rzeczą, którą pamięta mężczyzna jest to, że znajdował się przed drzwiami mieszkania – cytuje "Głos Wielkopolski" jedną z osób znających sprawę.
Gdy para mocowała się z kluczami nastąpił wybuch.
Znajoma Beaty J. zginęła na miejscu. Jej mąż - jak wynika z informacji dziennikarzy - przeżył. Miał na chwilę odzyskać przytomność i opowiedzieć lekarzom, co pamięta. Trafił do szpitala w Nowej Soli.
Nie chce z nikim rozmawiać. Nie pozwolił lekarzom informować dziennikarzy nawet o swoim stanie zdrowia.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że jest on przytomny, a jego stan nie jest ciężki.Pies, którego mieli przyjść nakarmić i wyprowadzić, przeżył. Strażacy wyciągnęli go żywego spod gruzów.
Domniemany sprawca tragedii walczy o życie
W szpitalu jest też Tomasz J. Jego stan lekarze oceniają jako krytyczny. Ma poparzone 50 procent ciała. Są to oparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Znajduje się w śpiączce farmakologicznej. Pilnuje go policja.
Co się stało?
Jak podaje "Głos Wielkopolski", Tomasz i Beata J. byli w separacji. Ona chciała rozwodu, obwiniała go o wypadek, w którym poważnie ranny został nastoletni syn pary. Ponoć od tego czasu nie mieli ze sobą kontaktu. Beata J. zmieniła zamki.
Czemu więc wpuściła go w sobotę do mieszkania? I dlaczego Tomasz J. miałby chcieć zabić swoją żonę?
Dziennikarze ustalili, że Beata J. od pewnego czasu miała spotykać się z innym mężczyzną. I to właśnie zazdrość o żonę miała pchnąć Tomasza J. do morderstwa.
Według "Głosu Wielkopolskiego", ciało kobiety zostało brutalnie okaleczone. Strażacy mieli najpierw znaleźć tułów kobiety, potem jej głowę. Na czole kobieta miała mieć wyryty napis "za zdradę".
Nie wiadomo, czy wybuch to miała być próba samobójstwa czy próba zatarcia śladów. Trwa ustalanie, czy to mąż Beaty J. rozszczelnił instalację gazową odkręcając kurki w kuchence. Do wybuchu mogła wystarczyć jakakolwiek iskra.
Ich syn "też jest ofiarą". Nie wiadomo, czy wie
W momencie zdarzenia syna Beaty J. nie było w budynku. Chłopiec od czasu wypadku samochodowego, do którego doszło w styczniu, przebywa w jednym z poznańskich szpitali. Niebawem czeka go kolejna operacja, a następnie rehabilitacja w podpoznańskiej miejscowości, gdzie mieszka babcia chłopca.
- Obecnie chłopiec ma zapewnioną wszelką pomoc w szpitalu i szpital jest poinformowany o tym, że on także jest jedną z ofiar tego tragicznego zdarzania. Nie mamy jednak wiedzy, czy ktoś z osób odwiedzając go w szpitalu przekazał mu już jakiekolwiek informacje o tym zdarzeniu. Nie wiemy też, czy ma dostęp do mediów społecznościowych i czy czytał te bardzo drastyczne opisy, które publikują niektóre media – powiedziała rzeczniczka poznańskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie Lidia Leońska.
Wsparciem objęte są też dwie córki znajomej Beaty J., która zginęła wskutek wybuchu; dziewczynki są w wieku 10 i 18 lat.
Przed wypadkiem syn Beaty J. chodził do pobliskiej szkoły podstawowej. Leońska podkreśliła, że pod opieką psychologiczną znajdują się także uczniowie z jego klasy.
Runęła w jednej chwili
Kamienica przy ul. 28 Czerwca w Poznaniu runęła w niedzielę tuż przed godz. 8. Na nagraniu z monitoringu, do którego dotarła TVN24, widać dokładnie, jak w jednej chwili część kamienicy legła w gruzach. Spod kłębów pyłu trudno dojrzeć pozostałości budynku. Dookoła "latały" fragmenty konstrukcji.
Bilans tego zdarzenia jest tragiczny. 21 osób zostało poszkodowanych, w tym troje dzieci. W gruzach zginęły trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Ostatnią ofiarę strażacy znaleźli w poniedziałek rano.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus podała we wtorek w komunikacie, że dotąd zweryfikowano tożsamość trzech ofiar, wobec pozostałych konieczne jest przeprowadzenie czynności z udziałem osób najbliższych, co umożliwi jednoznaczną identyfikację.
W środę po popołudniu potwierdziła w rozmowie z reporterem TVN24, że "na jednym z ciał odnalezionych w gruzowisku stwierdzono obrażenia, które biegli jednoznacznie określili jako obrażenia zadane przez osoby trzecie".
Przesłuchano 33 osoby
Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie przyczyn zawalenia kamienicy. Śledczy biorą pod uwagę różne hipotezy. Nie wykluczają też "celowego działania". PAP twierdzi, że do "zawalenia się budynku doszło prawdopodobnie po tym, jak mężczyzna, który zamordował jedną z mieszkanek, próbował popełnić samobójstwo i odkręcił kurki z gazem". Tych doniesień nie potwierdzają jednak śledczy.
W komunikacie opublikowanym we wtorek przed godziną 17, Magdalena Mazur-Prus przekazała, że dotąd przesłuchano łącznie 33 osoby w charakterze świadków, w tym 20 pokrzywdzonych.
Materiał Faktów TVN:
Autor: FC/i / Źródło: TVN 24 Poznań, Głos Wielkopolski, PAP