Policjanci z Pobiedzisk pod Poznaniem dostali zgłoszenie o leżącym na drodze 36-latku. Zamiast wezwać pogotowie, mieli wywieźć go do lasu. Tam mężczyzna zmarł. Funkcjonariusze zostali wyrzuceni z policji. Sprawę bada już prokuratura, w sobotę jeden z policjantów został tymczasowo aresztowany.
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prokurator Magdalena Mazur-Prus poinformowała w sobotę, że funkcjonariuszom, którzy w środę w podpoznańskich Pobiedziskach nie udzielili pomocy 36-letniemu Piotrowi M., a wywieźli go do lasu, gdzie mężczyzna zmarł – postawiono zarzuty niedopełnienia obowiązków i nieudzielenia pomocy, oraz narażenia mężczyzny na utratę życia i zdrowia.
Policjantka, która brała udział w tych zdarzeniach, przyznała się do zarzucanych jej czynów. Złożyła też wyjaśnienia, jednak prokuratura na tym etapie i z uwagi na dobro prowadzonego postępowania nie ujawnia ich treści. Wobec funkcjonariuszki prokurator zastosował środki zapobiegawcze w postaci zawieszenia w czynnościach służbowych oraz zakaz opuszczania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu i 5 tys. zł poręczenia majątkowego.
Policjant podczas przesłuchania nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień. Prokurator ze względu na "istniejącą realną obawę matactwa" złożył do sądu wniosek o zastosowanie wobec niego tymczasowego aresztowania.
W sobotę wieczorem Mazur-Prus powiedziała, że sąd w Gnieźnie, który rozpatrywał wniosek, przychylił się stanowiska prokuratora i zdecydował o zastosowaniu wobec podejrzanego funkcjonariusza tymczasowego aresztowania.
Jak dodała, w trakcie posiedzenia aresztowego funkcjonariusz złożył wyjaśnienia – ich treści jednak prokuratura nie ujawnia.
Policjantom za zarzucane im czyny grozi kara do 5 lat więzienia.
Zamiast na izbę wytrzeźwień - do lasu
Sprawa miała początek w środę w podpoznańskich Pobiedziskach. Rodzina 36-latka zgłosiła jego zaginięcie. Mężczyzna miał wyjść z domu, nie było z nim kontaktu. Zaczęła go szukać policja.
Dwa dni później zwłoki mężczyzny znaleziono przy leśnej drodze niedaleko jeziora Dobre.
Jak ustalili śledczy, mężczyzna został w lesie sam po tym, jak wywiozło go tam dwoje policjantów.
Biegły: śmierć bez udziału osób trzecich
Mazur-Prus tłumaczyła w sobotę, że udzielenie pomocy było obowiązkiem funkcjonariuszy. Poza tym – jak wskazała – taka sytuacja i opisany przebieg wydarzeń, w żaden sposób nie narażał bezpieczeństwa samych funkcjonariuszy – co może być przesłanką do odstąpienia od udzielenia pomocy.
Prokurator dodała, że w zarzucie nie ma jednak mowy o tym, "ażeby te osoby były odpowiedzialne za śmierć pokrzywdzonego". Jak tłumaczyła, "biegli którzy przeprowadzili sekcję zwłok wskazali, że bezpośrednią przyczyną zgonu był uraz głowy".
- Biegły bardzo wyraźnie się wypowiedział, że ten uraz mógł powstać w mechanizmie biernym, czyli w sytuacji kiedy pokrzywdzony sam mógł doprowadzić do tego urazu. (…) Niewykluczone więc, że ten mężczyzna mógł się np. sam przewrócić. Natomiast nic nie wskazuje na to, ażeby były to działania osób trzecich - więc nie mamy do czynienia z zabójstwem – zaznaczyła Mazur-Prus.
Kuzyn Piotra M. mówi o tym, że na poszukiwania 36-latka zjechała się rodzina:
"Oburzające, bulwersujące"
- W piątek rano komendant komisariatu w Pobiedziskach poinformował, że w dniu zaginięcia 36-latka, była zgłoszona interwencja policjantom, że ten mężczyzna leży przy ulicy Poznańskiej - przekazywał w sobotę rano Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
- Jak się okazało, policjant z trzyletnim stażem służby i policjantka z rokiem służby w policji wzięli tego półprzytomnego mężczyznę, najprawdopodobniej mocno pijanego i zamiast wezwać pogotowie czy odwieźć go na izbę wytrzeźwień – zawieźli go do lasu i zostawili. Tam mężczyzna zmarł - mówił Borowiak.
- Sytuacja, do której doszło w Pobiedziskach jest dla nas niezrozumiała, oburzająca i bulwersująca – powiedział.
Natychmiast po otrzymaniu tych informacji komendant zgłosił sprawę odpowiednim instytucjom, między innymi prokuraturze. Policjanci są już formalnie wyrzuceni z policji.
Nieoficjalnie ustalono, że policjanci dostali zgłoszenie o leżącym mężczyźnie w momencie, kiedy kończył im się dzienny dyżur. Prawdopodobniej chcieli jak najszybciej zakończyć służbę i wrócić do domów.
Autor: ww/gp/r / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24