Przed wyborami prezydenckimi Kuba Strzyczkowski był odpowiednią osobą do załagodzenia kryzysu w radiowej Trójce, po wyborach stracił stanowisko. Dyrektor niespodziewanie odchodzi, a razem z nim bez uprzedzenia usuwani z anteny są dziennikarze. Dla słuchaczy sygnał jest jasny: Trójka została przejęta. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Słuchacze kolejny i chyba już ostatni raz przyszli pożegnać swoje radio - to po tym, jak z radiowej Trójki został zwolniony jej dyrektor Kuba Strzyczkowski, a z anteny nagle zniknęło kilka audycji i kilku kolejnych dziennikarzy odeszło z pracy - to wszystko w momencie, kiedy radio próbowało odbudować się po majowym kryzysie. Wtedy unieważniono Listę Przebojów Trojki, tuż po tym, jak notowanie wygrał Kazik i utwór, w którym skrytykował prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
Z Trójką pożegnało się wtedy wielu jej długoletnich pracowników z Markiem Niedźwieckim na czele. Nie bez znaczenia jest też fakt, że to wszystko działo się przed wyborami prezydenckimi. - Trójka została po prostu przejęta. Ja się śmieję, że po karnawale Solidarności mieliśmy wczoraj wprowadzony stan wojenny – mówi Ernest Zozuń, przedstawiciel Związków Zawodowych Dziennikarzy Programu Trzeciego Polskiego Radia.
Ten "stan wojenny" w praktyce oznacza, że o zdjęciu swoich audycji dziennikarze dowiadywali się z godziny na godzinę. Decyzja o odwołaniu Strzyczkowskiego też była dla nich zaskoczeniem. - Dostałem SMS od przyjaciela, który pracuje w Trójce, że oni będąc na Myśliwieckiej, widzieli tam przy biurkach już jakieś zupełnie nowe osoby. To jest w ogóle system puczu wewnątrz stacji? Trudno to w ogóle nazwać – mówi dziennikarz "Do Rzeczy" i wp.pl Marcin Makowski.
"Kuba Strzyczkowski wszedł w totalny dołek wizerunkowy"
Strzyczkowski, wcześniej w Trójce od ponad 30 lat, był dobrym kandydatem w czasie kryzysu i trwającej kampanii prezydenckiej. Już po decyzji o zwolnieniu mówił, że "w życiu człowiek powinien być naiwny". - To jest w gruncie rzeczy dobra cecha. To jest cecha dziecięca, fajna – dodał.
- Kuba Strzyczkowski wszedł w totalny dołek wizerunkowy, gdzie chodziło o to, żeby pokazać tę dobrą wolę, tę wolność. To się kończy, właściwie zanim się zaczęło – ocenia medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Jacek Wasilewski.
A ten szybki koniec, już po wyborach prezydenckich, zarząd Trójki tłumaczy tym, że Jakub Strzyczkowski miał przekraczać swoje kompetencje i naruszać wewnętrzny regulamin. Zarzut zrobiono też z rekordowo niskiej słuchalności Trójki - chociaż dotyczy ona okresu, kiedy Strzyczkowski jeszcze nie kierował radiem.
Ernest Zozuń uważa, że "Kuba Strzyczkowski starał się uruchomić ten program w jak najlepszym kierunku". Chociaż przez trzy miesiące jego działania wielokrotnie napotykały opór zarządu. - Może po prostu ktoś wiedział, że prędzej czy później sobie tak tutaj pozamiatamy – dodaje Ernest Zozuń.
"Wątpliwości jest bardzo dużo, że na tym zakręcie się już nie wyrobimy"
Dziennikarze Trójki we wspólnym oświadczeniu napisali wprost, że nie tak miało to wyglądać. "Zostaliśmy oszukani. To, co państwo słyszą teraz na antenie, nie jest Programem Trzecim. Chcieliśmy wspólnie i dla Was tworzyć najlepsze radio na świecie. Wierzyliśmy, że z Kubą Strzyczkowskim będzie to możliwe" – podkreśla zespół Trójki.
Nowym dyrektorem Trójki został Michał Narkiewicz-Jodko. Kubie Strzyczkowskiemu zaproponowano, że może zostać w radiu, ale raczej z tej oferty nie skorzysta. - Współcześnie włodarzom Polskiego Radia zależy widocznie tylko na tym, żeby kontrolować każdy głos, każdego człowieka – mówi dr hab. Jacek Wasilewski.
Symboliczne spotkanie przy Myśliwieckiej odbyło się pod hasłem "Pogrzeb Trójki", ale w samym radiu - nadzieja jeszcze nie umarła. - Wątpliwości jest bardzo dużo i obaw jest jeszcze więcej, że jednak na tym zakręcie się już nie wyrobimy – przyznaje Ernest Zozuń.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24