- Nasi chłopacy byli źle uzbrojeni, źle wyposażeni, sami kupowali sobie sprzęt. Wysłano ich na wojnę, a teraz zrobiono z nich zbrodniarzy - między innymi takich zarzutów musiał wysłuchać w programie TVN "Teraz My" były minister obrony.
Gośćmi programu były żony zatrzymanych żołnierzy: Barbara Ligocka-Staszczyk i Joanna Borysewicz oraz b. szef MON Alekeksander Szczygło.
- Stres powoduje straszne rzeczy, ale ta akcja to była tragiczna pomyłka, która wydarzyła się dlatego, że naszych mężów wysłano na wojnę, a nie jak zapewniano, na misję stabilizacyjną - tłumaczyła Joanna Borysewicz. - Nie rozumiemy dlaczego, jeśli żołnierza przywozi się w trumnie to staje się bohaterem, a jeśli przyjeżdża sam, to traktuje się go tak, jak naszych mężów - pytała zdenerwowana Barbara Ligocka-Staszczyk.
Rozmowie miał przysłuchiwać się Aleksander Szczygło, do niedawna minister obrony narodowej. Żony aresztowanych żołnierzy od razu zaprosiły go jednak do włączenia się w rozmowę, bo według nich, to właśnie on jest odpowiedzialny za traumatyczne przeżycia ich mężów.
"To Amerykanin kazał strzelać do cywilów"
Kobiety usiłowały wydobyć od b. ministra odpowiedź na kluczowe dla sytuacji ich mężów pytanie: Kto wydał rozkaz feralnego ostrzału wioski Nangar Khel? - To są materiały objęte klauzulą tajności - odpowiedział jedynie b. minister obrony. - To ja panu powiem, dowódca amerykańskich wojsk. I pan dobrze o tym wie! - ripostowała Ligocka-Staszczyk. Wymiana zdań nie przyniosła jednak wyjaśnienia tej kwestii.
- Tragiczne ostrzelanie wydarzyło się w sierpniu, a naszych mężów aresztowano w połowie listopada. Dlaczego tak późno panie ministrze. Dlaczego przez tyle czasu musieli nadal wykonywać swoje obowiązki, jeździć na misje? Dlaczego we wrześniu wręczał pan dyplom za zasługi naszym mężom, a w listopadzie aresztował - zasypywały ministra pytaniami kobiety. - I dlaczego tak drastycznie, w kajdankach, przy dzieciach z krzykiem, hukiem, zamieszaniem? - mówiły nie kryjąc wzburzenia.
Dla dobra aresztowanych?
Były minister tłumaczył, że taki sposób aresztowania miał ustrzec przed powtórką tragicznego zatrzymania Barbary Blidy. - Wszyscy pamiętali wtedy o byłej posłance, która popełniła samobójstwo. Stąd decyzja o zatrzymaniu siedmiu żołnierzy tak, żeby nikomu nie stało się nic złego - tłumaczył.
- Rozumiem przeżycia tych rodzin, wiem jak to jest, gdy do domu wchodzą zamaskowani oficerowie, krzyczą, mają broń... Ale tutaj ważniejsze było życie wszystkich tych osób - mówił Szczygło.
Kobiety nie dawały za wygraną i wygarniały ministrowi, że uchyla się od odpowiedzi na ich pytania. - Pan wysłał 1200 żołnierzy na wojnę. Niech pan teraz powie, dlaczego tak potraktowano naszych mężów, dlaczego nie przesłuchano amerykańskich oficerów, którzy chcieli być przesłuchani? Żądamy odpowiedzi panie ministrze. Cała Polska na nie czeka - zwracały się do Aleksandra Szczygły wzburzone kobiety.
Aleksander Szczygło na wszystkie pytania odpowiadał w typowy dla siebie sposób. - To nie są pytania do mnie, tylko do prokuratury. Ja nie mogę nic powiedzieć, obowiązuje mnie tajemnica państwowa - mówił.
Nie pozwólcie swoim chłopcom wyjeżdżać
Kiedy kobiety zrozumiały, że niczego od byłego ministra się nie dowiedzą, zwróciły się z apelem do widzów: - Apelujemy do wszystkich matek i żon, nie wypuszczajcie swoich chłopaków, oni tam teraz tylko myślą, czy lepiej zginąć, żeby było chociaż odszkodowanie, czy wrócić i czekać aż przyjdzie po nich policja - mówiła rozgoryczona Joanna Borysewicz.
Na koniec obie żony zatrzymanych żołnierzy skierowały też ciepłe słowa do swoich mężów. - Wiemy, że nas oglądacie i chcemy wam powiedzieć, że jesteśmy z wami, wytrzymajcie tylko. My się nie poddamy i będziemy walczyć o to, żeby wyjaśnić dlaczego was tak potraktowano - powiedziały.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn