Nieprawidłowe zachowanie kierowcy autokaru było przyczyną katastrofy koło Jeżewa w woj. podlaskim z września 2005 roku, w której zginęło 13 osób - ocenili biegli. Nie zgodzili się z poglądem, że manewr został podjęty w czasie, gdy prowadzący miał napad padaczki.
Chodzi o zderzenie autokaru wiozącego licealistów z Białegostoku do Częstochowy z ciężarową lawetą. Autokar po zderzeniu stanął w płomieniach. Zginęło w sumie trzynaście osób, wiele zostało rannych.
Zapytali biegłych
W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Białymstoku dwóch biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych przez kilka godzin odpowiadało na pytania sądu i stron w procesie, w którym na ławie oskarżonych zasiadają właściciele biura turystycznego, skąd został wynajęty autokar. Opinia została zlecona w lipcu 2010 roku Pracowni Badania Wypadków Drogowych Instytutu Ekspertyz Sądowych w Gdańsku. Wpłynęła do sądu w Białymstoku na początku kwietnia tego roku. Zlecając ją, sąd uznał, że dotychczasowe opinie nie pozwalają na jednoznaczną ocenę wypadku.
O kierowcę
Pytania do biegłych dotyczyły głównie wątku choroby kierowcy autokaru i tego, czy jego zachowanie na drodze mogło być wynikiem ataku epilepsji, na którą chorował, a nie jedynie skutkiem niewłaściwie przeprowadzonego manewru wyprzedzania. Już wcześniej bowiem prokuratura i rodziny zmarłych licealistów uważały, że manewr nie nosił cech manewru wyprzedzania. Biegli ustalili, że działo się to w odległości 75 metrów od ciężarówki, a zderzenie nastąpiło w 1,5 sekundy od momentu, gdy autokar wyjechał na przeciwległy pas. - Zapoczątkowanie i kontynuacja manewru wyprzedzania wiązało się z nieuchronną katastrofą - przyznał biegły badający okoliczności wypadku. Podkreślił jednak, że nie jest w stanie logicznie wyjaśnić, dlaczego tak a nie inaczej zachował się kierowca autokaru.
Padaczka? Biegli dopuszczają, ale nie wierzą
Ale na pytanie, czy kierowca mógł doznać ataku epilepsji i dlatego tak się zachował powiedział, że wraz z drugim ekspertem (lekarzem) "nie podzielają takiego poglądu", iż manewr został podjęty i przeprowadzony w trakcie napadu padaczki. - Dopuszczamy to, bo nie jesteśmy w stanie tego wykluczyć jednoznacznie, jednak dowody nie potwierdzają takiego stanu rzeczy - mówił. Według ustaleń śledztwa dotyczącego bezpośrednio przyczyn wypadku, doprowadził do niego kierowca autokaru, który - jak przyjmowano dotąd - nie zachował należytej ostrożności w czasie wyprzedzania innego auta i doprowadził do czołowego zderzenia. Był on jedną z ofiar wypadku. Zginęło też dziesięcioro licealistów, zmiennik tego kierowcy oraz kierowca ciężarówki. Według biegłych powołanych w śledztwie, pożar autokaru powstał w wyniku uszkodzenia zbiornika z paliwem.
Poszukiwany
W śledztwie poszukiwany był kierowca auta osobowego, które autokar wyprzedzał i który mógłby być ważnym świadkiem w sprawie. Nie udało się go znaleźć ani policji, ani poprzez apele w mediach. Biegli z Gdańska przyjęli, że gdy tuż za jego autem doszło do zderzenia, odjechał z miejsca katastrofy w kierunku Warszawy. Po zakończeniu pytań do biegłych, Sąd Rejonowy w Białymstoku odroczył ten proces do początku września i zdecydował o powołaniu jeszcze jednego biegłego - z zakresu neurologii.
Autor: mn//kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24