Na rodzinnych zawodach pływackich w warszawskich Włochach miały być sportowe emocje i szczytny cel: pomoc chorej Oli. Organizatorom udało się uzyskać dotację z urzędu dzielnicy. Niespodziewanie jednak już po zakończeniu imprezy naczelnik wydziału kultury i sportu nakazał jej zwrot. Nie pomogły tłumaczenia, że pieniądze przekazano na cele charatywne. ("Blisko Ludzi" TTV)
- Organizując zawody, wpadłem na pomysł, żeby wspierać ludzi związanych ze sportem, którym urodziły się chore dzieci - wyjaśnia ideę charytatywnych zawodów pływackich Remigiusz Gołębiowski ze stowarzyszenia Swimmers Team.
W tym roku zbierano pieniądze dla trzyletniej Oli z zespołem Downa. Zawody patronatem objął burmistrz warszawskich Włoch. Urząd dzielnicy przyznał natomiast ponad 3 tys. złotych dofinansowania.
- Te pieniądze zostały przeznaczone na sędziów i na medale - wyjaśnia Gołębiowski. - Rozliczyliśmy się, a rozliczenie zostało przyjęte - dodaje.
Poszło o "opłatę startową"
Po zawodach urzędnicy niespodziewanie zaczęli się jednak domagać zwrotu dotacji. - Pani naczelnik wydziału kultury i sportu dopatrzyła się, że na stronie internetowej w komunikacie o zawodach widnieje sformułowanie "opłata startowa" - mówi Gołębiowski. A według urzędu organizator, ubiegając się o dofinansowanie, nie mógł pobierać pieniędzy za start w zawodach.
Jak jednak przekonuje Gołębiowski, "opłata startowa" była nią tylko z nazwy, bo w rzeczywistości chodziło o dobrowolne datki.
Potwierdzają to w rozmowie z reporterem "Blisko Ludzi" TTV uczestnicy zawodów. - Nie dość, że się ścigaliśmy i fajnie spędziliśmy czas, to jeszcze pomogliśmy choremu dziecku. Myślę, że fajnie, jeśli można połączyć pasję z pomaganiem - podkreśla jeden z nich. Zaznacza, że opłata nie była obowiązkowa. - Gdyby ktoś nie zapłacił, to na pewno nie byłoby tak, że nie zostałby dopuszczony do startu - dodaje.
Naczelnik wydziału kultury i sportu Katarzyna Świtalska tłumaczy, że urząd nie ma żadnego dowodu na to, iż opłata była rzeczywiście dobrowolna. Jak wyjaśnia, mogłyby to być dokumenty poświadczające, że były osoby startujące w zawodach bez opłaty. Wtedy decyzja urzędu być może byłaby inna.
- Nikt na tym nie zarobił. Jak jeszcze słyszę, że zostałem oskarżony za plecami, że ja zarabiam na tych zawodach, to jest mi przykro - mówi Gołębiowski.
Kolejne zawody
Zawody nie odbywały się po raz pierwszy. W zeszłym roku dzięki zbiórce udało się pomóc dziewięcioletniej Ani, chorej na dysplazję diastroficzną. Dziewczynka ma kłopoty z chodzeniem, potrzebuje intensywnej rehabilitacji.
- Jest to wspaniała inicjatywa, takie rzeczy należy wspierać. Cofanie dotacji po czasie jest dla mnie niezrozumiałe - ocenia Paweł Boguta, ojciec Ani.
Jeśli dotacja zostanie odebrana, stowarzyszenie będzie w poważnych kłopotach finansowych.
- Nie pozwolę na to. Oddam z własnych - zapewnia Gołębiowski.
Sprawa ostatecznie trafiła do samorządowego kolegium odwoławczego. To ono rozstrzygnie o dalszych losach dotacji.
Autor: kg\mtom / Źródło: "Blisko ludzi" TTV
Źródło zdjęcia głównego: "Blisko ludzi" TTV