Dalszy ciąg sprawy linczu we Włodowie. Zarzut składania fałszywych zeznań przed sądem prokuratura przedstawiła żonie jednego z mężczyzn skazanych w sprawie tzw. linczu we Włodowie. Marlena W. miała sugerować, że to nie jej mąż i jego dwaj bracia zabili recydywistę, ale że zrobił to jej ojciec.
Zeznania Marleny W., złożone w czerwcu przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku, różniły się od tego, co kobieta mówiła w śledztwie. Zważywszy także na to, że przez cztery lata prowadzenia sprawy konsekwentnie odmawiała zeznań, a złożyła je dopiero w obliczu grożącej mężowi kary sąd uznał, że kłamała i zawiadomił prokuraturę w Białymstoku o składaniu fałszywych zeznań.
Nie przyznała się do winy
W wyniku śledztwa prokuratura zdecydowała o przedstawieniu Marzenie W. zarzutu. By nie fatygować kobiety do Białegostoku, w drodze pomocy prawnej wezwano ją do prokuratury w Olsztynie i tu przedstawiono jej zarzut składania fałszywych zeznań przed sądem. - Marlena W. nie przyznała się i odmówiła składania wyjaśnień - poinformował jeden z obrońców Marleny W., mecenas Ryszard Afeltowicz. Dodał, że wnioski dowodowe, które złożyli obrońcy, mają zmierzać do potwierdzenia prawdziwości zeznań kobiety. Wnioskowali oni m.in. o przesłuchanie kilku osób.
- Jak okaże się, że z zawnioskowanych przez nas dowodów osobowych będzie wynikało, że Marlena W. mówiła prawdę, to znaczy, że ten zarzut jest całkowicie bezpodstawny - podkreślił drugi obrońca Józef Lubieniecki. Dodał, że on "nie ma co do tego wątpliwości".
Sama Marlena W. nie chciała we czwartek rozmawiać z mediami. Jak ustaliła PAP, Marlena W. z powodu tej sprawy i swoich zeznań jest skonfliktowana z rodzicami oraz krewnymi. - Nie kryjemy, że jej sytuacja rodzinna nie jest za ciekawa, ale nie chcemy tego roztrząsać - potwierdził Afeltowicz.
Czekają na łaskę prezydenta
Obrońcy przyznają, że prowadzenie tej sprawy jest obecnie "nieco utrudnione", ponieważ akta głównej sprawy linczu we Włodowie są w Kancelarii Prezydenta. Lech Kaczyński rozważa, czy ułaskawić skazanych na kary po 4 lata więzienia braci W.
Do linczu we Włodowie doszło 1 lipca 2005 roku. Z rąk sąsiadów zginął wówczas recydywista Józef C. Mieszkańcy wsi i skazani w tej sprawie przez kilka lat utrzymywali, że do linczu doszło ponieważ C. zagrażał wsi, biegał po ulicach z maczetą, ale Sąd Apelacyjny w Białymstoku uznał, że te tłumaczenia nie znajdują odzwierciedlenia w aktach sprawy.
Sąd Apelacyjny potwierdził jednak, że w dniu linczu policja nie zareagowała właściwie na prośby mieszkańców Włodowa o interwencję i nie wysłała na czas radiowozu - odpowiedzialni za to dwaj funkcjonariusze zostali prawomocnie skazani na kary więzienia w zawieszeniu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24