Żandarmeria Wojskowa przejmuje sprawę karambolu z udziałem samochodu szefa MON - dowiedział się reporter TVN24. Jak podaje RMF FM, nadzór nad postępowaniem przejął Wydział Wojskowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. W wyniku środowego zdarzenia Antoniemu Macierewiczowi nic się nie stało. Niegroźnie ranne zostały trzy inne osoby.
Do wypadku doszło w środę ok. godz. 17.40 w Lubiczu Dolnym koło Torunia na DK10. Zderzyło się wówczas osiem aut, w tym jedno, które przewoziło szefa MON Antoniego Macierewicza.
Wciąż nie ma wstępnych, oficjalnych ustaleń dotyczących przyczyn wypadku. Wiadomo natomiast, że sprawę karambolu będzie wyjaśniać nie policja, a Żandarmeria Wojskowa - ustalił reporter TVN24.
Jak dodał, żandarmi pojawili się na miejscu zdarzenia już w środę wieczorem, gdzie pracowali do późnych godzin nocnych.
- Sprawę wypadku przejmuje Żandarmeria Wojskowa, gdyż jej pojazdy uczestniczyły w zdarzeniu. Nie mogę potwierdzić informacji, że sprawcą wypadku była osoba wojskowa - tłumaczyła w czwartek rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy podinsp. Monika Chlebicz.
Żandarmeria jest formacją odpowiedzialną m.in. za ochronę ministra obrony narodowej. To właśnie w jej samochodzie znajdował się Macierewicz, kiedy doszło do wypadku.
RMF FM dowiedziało się, że nadzór nad postępowaniem dotyczącym wypadku przejął Wydział Wojskowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
"Zdarzenie drogowe"?
- Na miejscu zdarzenia żaden kierowca nie został ukarany mandatem karnym - podkreśliła w czwartek rzecznik toruńskiej policji podinsp. Wioletta Dąbrowska.
Ranne w wyniku wypadku zostały trzy osoby. Są one tylko lekko poszkodowane, stąd według reportera TVN24 wiele wskazuje na to, że karambol zostanie zakwalifikowany przez policję jako "zdarzenie drogowe". A to oznacza, że po ustaleniu sprawcy wypadku jedyną karą będzie mandat.
Świadkowie: kolumna uderzyła z impetem
Reporter TVN24 dodał, że świadkowie wypadku w rozmowie z nim mówią o tym, że w środowy wieczór kolumna pojazdów ŻW "z impetem" uderzyła w samochody stojące na DK10 na czerwonym świetle.
Świadkowie dodają, że kolumna posługiwała się odpowiednimi sygnałami świetlnym i dźwiękowymi, jednak ich zdaniem nie było możliwości, by w tamtym momencie ustąpić.
- Staliśmy spokojnie na światłach. W pewnym momencie usłyszałem sygnał pojazdu uprzywilejowanego, czyli syrenę i (zobaczyłem) niebieskie światła migające w lusterku - mówi jeden z kierowców, który był na miejscu zdarzenia.
- To trwało sekundę, jak ich usłyszałem i spostrzegłem. W następnej sekundzie już był huk uderzonych aut. Był trzask, bite szyby, usztywniłem się w fotelu - dodaje mężczyzna. Jak mówi, skrzyżowanie, na którym doszło do karambolu, jest "zdradliwe".
- Nie widać (na nim) tak do końca świateł, a droga prowadzi w dół. Ktoś, kto nie zna tej drogi, łatwo może się nadziać. I to się wydarzyło - podkreśla.
Reporter TVN24 informuje, że w miejscu wypadku obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. Jednak jego zdaniem samochody rządowej kolumny musiały poruszać się dużo szybciej, biorąc pod uwagę to, co mówią świadkowie oraz to, jakim zniszczeniom uległy auta.
Autor: ts/kib / Źródło: TVN24, PAP, RMF FM