Historia mężczyzny nazywanego "wampirem z Gliwic" to historia brutalnego mordercy czterech osób. Mordercy, któremu sąd pozwala na przedterminowe zwolnienie. Sąd tak bardzo uwierzył w skruchę i poprawę skazanego, że nawet nie powołał biegłych. Wystarczyła mu opinia jednego więziennego psychologa. Jak bardzo pomylili się wszyscy - od psychologa, przez dyrektora więzienia, na sądzie kończąc - pokazało życie. Mężczyzna znów zaatakował. Sprawę zbadał reporter "Czarno na białym".
22 lata temu nazywany "wampirem z Gliwic" Józef W. chciał w kościele wygłosić kazanie i upuścić do mszalnego kielicha swoją krew. - Myślałem, że jak tam powygłupiam się trochę, to przyjadą i do szpitala psychiatrycznego mnie zabiorą - mówił reporterowi programu "Czarno na białym" skazany. Przyznaje, że w ten sposób chciał uniknąć skazania za napady i rozboje. Do szpitala jednak nikt go nie zabrał.
Dwa dni później wyszedł na ulice z tłuczkiem do mięsa - Nawet wtedy nie myślałem, że tym tłuczkiem można kogoś zabić, tylko myślałem najwyżej kogoś przetrącić - tłumaczy Józef W. Mężczyzna zaatakował przechodnia. Od uderzenia ofiara zmarła.
Kilka godzin później w jednej z kamienic w Gliwicach Józef W. zabił siekierą trzech innych mężczyzn. Mieszkańcy budynku do tej pory boją się o tym mówić.
Jak wynika z akt sprawy, Józef W. kazał swoim znajomym klęknąć i modlić się. Później zadawał ciosy, wykrzykując religijne hasła. - Wpadłem w coś takiego jak szał bitewny - mówi Józef W. Każda z ofiar dostała kilkanaście ciosów. Przed prokuratorem mężczyzna zeznał, że coś mu kazało rąbać.
W 1992, kiedy doszło do zbrodni, za poczwórne zabójstwo Józef W. zostałby skazany na karę śmierci lub dożywocia. Jednak wyrok zapadł w 1993 roku, a wtedy w Polsce nie obowiązywała już kara śmierci, ale też nie było jeszcze obowiązującej kary dożywocia.
Dobre sprawowanie
Józef W. z kary 25 lat pozbawienia wolności odsiedział 21. Czterokrotny zabójca został w 2014 roku zwolniony za dobre sprawowanie.
- Nie mieliśmy w ogóle problemów. Zachowanie miał poprawne. Udzielał się w pracach społecznych, pracował odpłatnie. Uczestniczył w wolontariacie, pracował w grupach zewnętrznych. Nie podpadł nigdy nam - mówi Andrzej Tesarewicz, dyrektor zakładu karnego w Strzelcach Opolskich, gdzie odsiadywał wyrok Józef W.
Bez nadzoru
Sześć miesięcy po wyjściu na wolność Józef W. znowu popadł w konflikt z prawem. Jak zeznała 26-letnia kobieta, mężczyzna najpierw zwabił ją do mieszkania, a następnie uwięził i wielokrotnie gwałcił. Kiedy Józef W. na chwile opuścił mieszkanie, kobiecie udało się zadzwonić do męża i wezwać pomoc.
Mąż kobiety zlokalizował budynek, wezwał policję i razem z kolegami ruszył na pomoc. - Wyważyliśmy drzwi i weszliśmy do środka. Okryłem ją kurtką i wyprowadziliśmy żonę z mieszkania - relacjonuje. Po drodze mężczyźni spotkali Józefa W. Mąż poszkodowanej kobiety postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość. Pobity W. trafił do szpitala. Przebywał tam bez nadzoru policji.
- Policjanci w czasie tej gorącej interwencji nie mieli wiedzy, że jest to czterokrotny zabójca - tłumaczy Marek Słomski z policji w Gliwicach, pytany dlaczego Józef W. nie miał w szpitalu dozoru policyjnego. Rzecznik gliwickiej policji dodaje, że policjanci nie mają obowiązku sprawdzać listy osób karanych.
Policjanci zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z "wampirem z Gliwic" dopiero po dwóch dniach, podczas przesłuchania. Józef W. jednak nie został zatrzymany i nie niepokojony wyszedł ze szpitala.
Józef W. zaczął nękanie swojej ofiary. - Dzwonił do żony wielokrotnie. Groził, że skrzywdzi ją, dzieci. Próbował wymusić, żeby wycofała zeznania - mówi mąż uwięzionej kobiety. Policja została poinformowana przez męża o działaniach Józefa W. - Pytali się, czy ja nie wiem, gdzie on może przebywać - mówi mężczyzna.
Czterokrotnego zabójce podejrzanego o gwałt namierzono i zatrzymano dopiero po trzech tygodniach.
Szereg błędów
Były szef polskiego więziennictwa wskazuje na szereg błędów w sprawie Józefa W. Najpoważniejszym, jego zdaniem, było wypuszczenie "wampira z Gliwic". - Albo to jest koincydencja, zbiór przypadkowych idiotów, albo prowokacja - mówi Paweł Moczydłowski. - Inaczej tego nie można nazwać. Tam (w sprawie Józefa W. - przyp red.) nie ma nic, co się kwalifikuje, żeby facet dostał warunkowe zwolnienie - dodaje.
Podobnie o zwolnieniu Józefa W. wypowiada się karnista profesor Piotr Kruszyński. - Przedterminowe zwolnienie mnie zdumiewa. Nie stosuje się wobec takich sprawców takiego dobrodziejstwa - mówi.
"Wampira z Gliwic" na wolność wypuścił Sąd Okręgowy w Opolu. - Trzynaście razu ubiegał się o warunkowe, przedterminowe zwolnienie i dwunastokrotnie Sąd Okręgowy mu odmawiał. Dopiero przy tej trzynastej próbie, trzynastym wniosku, sąd przychylił się do jego prośby - mówi Jarosław Benedyk prezes Sądu Okręgowego w Opolu. Decyzja o zwolnieniu Józefa W. została podjęta jedynie na podstawie opinii więziennego psychologa. - Nie było powołanych biegłych w tej sprawie - przyznaje Tesarewicz.
"Poszkodowany"
Deklaracje Józefa W. o tym, że żałuje, były przyjęte przez więziennego psychologa jako faktyczna skrucha. W ten sposób słowa więźnia skazanego za poczwórne zabójstwo zyskały większe znaczenie niż ekspertyzy sprzed lat, które określały go jako groźnego socjopatę.
Józef W. do zgwałcenia kobiety się nie przyznaje. Wręcz czuje się pokrzywdzony. - Ja myślę, że jestem więźniem przeszłości. Ja muszę siedzieć. Ja nie mam prawa być na wolności, mnie można pomówić o byle co i ja siedzę dlatego, że kiedyś byłem karany - żali się mężczyzna opisywany jako "wampir z Gliwic".
Autor: dln\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24