- Kiedy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, mamy do czynienia z bałaganem i łamaniem procedur bezpieczeństwa, które mają chronić najważniejsze osoby w państwie - mówił w poniedziałek Marcin Kierwiński. W ten sposób polityk PO skomentował tekst "Dziennika Gazety Prawnej" o kulisach powrotu rządowej delegacji z Londynu. Jest już odpowiedź kancelarii premiera.
- Widać z tego artykułu bardzo wyraźnie, że gdyby nie to, że pilot lotnictwa cywilnego nie zgodził się na start, gdyby nie to, że obsługa lotniska w Luton nie zgodziła się na start, po raz kolejny doszłoby do bardzo niebezpiecznego lotu - przekonywał Kierwiński.
- Na szczęście pilotem był pilot cywilny, nie miał swojego zwierzchnika na pokładzie. Mógł podjąć decyzję bez jakichkolwiek nacisków - dodał.
Na zwołanej w poniedziałek konferencji prasowej politycy PO podkreślili, że domagają się wyjaśnień, kto zdecydował o połączeniu dwóch powrotnych lotów z Londynu w jeden i dlaczego - w ich ocenie - doszło do złamania obowiązujących procedur bezpieczeństwa.
Odpowiedź rządu: na wszystko mamy dokumenty
Do sprawy odniosła się szefowa kancelarii premiera Beata Kempa.
- "Cywilna" instrukcja HEAD nie została złamana. Jest to dokument niejawny. W sytuacji braku samolotów mogą zdarzać się sytuacje, kiedy są decyzje, czy lotniska, czy przewoźników, na które trzeba reagować w trakcie - powiedziała szefowa KPRM.
Instrukcja HEAD, wydawana w formie decyzji szefa MON, zawiera zasady organizacji lotów z udziałem najważniejszych osób w państwie.
- Koordynator w tej sprawie zareagował i odpowiednie listy pasażerów przed wylotem były znane. Trzeba było przeprowadzić tę procedurę na miejscu. W sytuacjach, gdy coś się zmienia w trakcie, a takich sytuacji jest sporo, wtedy decydujemy kto gdzie ma wsiąść, bądź ostatecznie może się nie zgodzić pilot. Wtedy zmieniamy decyzję dotyczącą alokacji pasażerów. Te decyzje dotarły do Kancelarii, zostały zatwierdzone i ostatecznie lot się odbył, zarówno jeden, jak i drugi - dodała.
Jak zaznaczyła szefowa KPRM, sytuacja jest "bardzo dokładnie zbadana".
- Mogą być podejmowane decyzje na bieżąco, jak w tym wypadku, o czym jest informowany koordynator, który jest na miejscu. Jeżeli w trakcie wynikają trudności związane z poleceniami czy pilotów, czy zarządzających lotniskiem jest oczywiste i wtedy musimy się do nich dostosowywać. Żadna procedura nie została złamana. Na wszystko mamy dokumenty - zapewniła Kempa.
Szefowa KPRM zaznaczyła, że PO w sprawie samolotów, którymi latają VIP-y "powinna milczeć".
- Przez osiem lat nie zrobiła nic w sprawie zapewnienia lotów osobom najważniejszym w państwie, nie zajęła się zabezpieczeniem odpowiedniej ilości samolotów. Jeśli mówi się o "tupolewizmie", to miał on miejsce za czasów Platformy Obywatelskiej. To obecny rząd rozpisał odpowiednie przetargi, jeden z nich się zakończył, a więc pierwsze samoloty będą latem - podkreśliła minister.
DGP: połączono pokłady
Premier Beata Szydło wraz z ministrami i innymi urzędnikami pojawiła się na konsultacjach międzyrządowych w Londynie 28 listopada.
Zbigniew Parafianowicz z "DGP" pisze w swoim tekście, że przed powrotem do Warszawy zapadła decyzja, iż dziennikarze (który przylecieli do Londynu wojskową casą) odlecą z Luton razem z polską delegacją rządowym embraerem.
"Odprawa. Zajmujemy miejsca na pokładzie. Po kilku minutach wchodzą przedstawiciele rządu. Szybko na jaw wychodzi prosta prawda: dwóch samolotów nie da się zapakować do jednego. Brakuje miejsc. Kilka osób stoi" - relacjonuje dziennikarz "DGP".
Dalej wspomina, że na pokładzie embraera rozpoczęły się "nerwowe negocjacje" kto zostaje, a kto czeka na zaplanowany sześć godzin później start wojskowej casy.
"Pozbycie się nadbagażu w postaci osób stojących nie rozwiązuje problemu. Po krótkiej analizie okazuje się, że samolot nadal jest źle wyważony" - pisze Parafianowicz. "Obsługa naziemna w Luton staje się coraz bardziej nerwowa. Nie zgodzi się na wylot źle wyważonego samolotu" - dodaje.
"Zbyt ciężka maszyna"
Według niego jeden z ministrów zaczął namawiać swoich współpracowników do opuszczenia samolotu. Do dyskusji miała się też włączyć załoga embraera, w tym kapitan maszyny.
"Zirytowany wychodzi z kabiny i informuje, że nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany. Nie ma jednak osoby, która mogłaby to zrobić. Ktoś podjął decyzję o połączeniu dwóch transportów w jeden, nikt jednak nie chce podjąć decyzji o ich rozłączeniu. Panuje przekonanie, że na pewno da się to wszystko jakoś ogarnąć" - wspomina dziennikarz.
Jak pisze, na jednym pokładzie "zbyt ciężkiej maszyny" mieli znaleźć się: premier Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak czy gen. Marek Tomaszycki.
"W końcu, po kilkudziesięciu minutach negocjacji, samolot opuszcza grupa ochotników i tych, którzy zostali nakłonieni do wyjścia przez swoich szefów. Jeden z dziennikarzy relacjonuje ministrowi Waszczykowskiemu, o co chodzi w zamieszaniu. Pada określenie: to tupolewizm. Z niemal godzinnym opóźnieniem samolot, w końcu prawidłowo wyważony, odlatuje do Polski. Brytyjska obsługa naziemna oddycha z ulgą" - czytamy w poniedziałkowym tekście "DGP".
Autor: ts/ja / Źródło: Dziennik Gazeta Prawna, TVN24