Lech Kaczyński nie poleciał w środę na Lubelszczyznę. Oficjalnie z powodu złych warunków atmosferycznych. Dlatego prezydencki helikopter wzięła jego żona i poleciała do Juraty. O całej sprawie pisze „Gazeta Wyborcza”.
Prezydent miał lecieć do Krasnobrodu m.in. po to, by uczestniczyć we mszy świętej w tamtejszym Sanktuarium Maryjnym. - Powiedziano nam, że winne są warunki atmosferyczne i lot śmigłowcem jest niemożliwy. Uroczystości zostały przełożone na lipiec – powiedział „Gazecie Wyborczej” sekretarz miasta Kazimierz Gęśla.
Jednak prognozy IMGW nie wskazywały na znaczące utrudnienia, a śmigłowiec wystartował, tylko że nie na Lubelszczyznę. - Około południa Biuro Ochrony Rządu dostało wiadomość, że helikopter głowy państwa nie leci z prezydentem do Krasnobrodu, ale z jego żoną Marią Kaczyńską do prezydenckiego ośrodka w Juracie. Wylot ma nastąpić między godz. 15 a 16 z lądowiska dachu Biura Bezpieczeństwa Narodowego – powiedział dziennikowi informator.
Jednak ostatecznie wylot miał miejsce później i nie z dachu BBN, ale z wojskowej części Okęcia. Po południu przyjechała tam Maria Kaczyńska i około 18:20 wyleciała prezydenckim helikopterem do Juraty.
BBN: o prezydentowej nie wie
- Z pułku lotniczego otrzymaliśmy ostrzeżenie o poważnych zagrożeniach, które mogą wystąpić na trasie do Krasnobrodu. Dlatego lot odwołano w ostatniej chwili – skomentował całą sprawę Tomasz Brzeziński, wiceszef Biura Prasowego Prezydenta RP.
Nie potrafił jednak powiedzieć, dlaczego odwołano oficjalną wizytę Lecha Kaczyńskiego, a pozwolono prezydentowej lecieć nad morze. Ba, o samym locie Pierwszej Damy w ogóle nie wiedział.
Źródło: PAP