Było podejrzenie, a następnie prowokacja - urzędnik wziął łapówkę i został zatrzymany. Zarzutów karnych jednak nie usłyszał. Choć zarządza publicznym mieniem, to jako "zarządca przymusowy" nie jest funkcjonariuszem publicznym. A tylko w takim przypadku można skazać za przyjęcie korzyści majątkowej - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Henryk F. w 2007 r. został zarządcą przymusowym Regionalnego Centrum Recyklingu w Ziębicach. Jego zadaniem była sprzedaż firmy dla zdobycia pieniędzy na spłatę jej długów.
- Na 16 hektarach ziemi miała stanąć nowoczesna sortownia śmieci. Coś się jednak stało złego i inwestycja nigdy nie ruszyła - przyznaje wiceburmistrz miasta, Edward Cymbała.
Wziął 30 tysięcy złotych
Zaraz po objęciu przez Henryka F. stanowiska zarządcy, ABW dowiedziała się, że szykuje on sprzedaż firmy za bezcen - i za łapówkę.
Służby zorganizowały więc prowokację - w listopadzie 2008 r. Henryk F. przyjął od agentów podających się za biznesmenów łapówkę wysokości 30 tys. zł w zamian za znaczne obniżenie ceny gruntu. Transakcję sfilmowano.
Zarządcę zatrzymano i przewieziono do katowickiej prokuratury. Wszczęto śledztwo w sprawie korupcji. Szybko jednak okazało się, że mężczyźnie nie można postawić zarzutów. Śledztwo umorzono.
Luka w prawie
Jak to możliwe? Okazuje się, że w prawie jest luka. Zgodnie z kodeksem karnym, za przyjęcie korzyści majątkowej można skazać tylko funkcjonariusza publicznego. Tymczasem w wykazie funkcjonariuszy zabrakło funkcji zarządcy przymusowego.
W sprawie zarządcy z Ziębic wciąż trwa spór prokuratorów. Śledztwo było już dwa razy umarzane i wznawiane. Teraz ma ruszyć po raz trzeci. Według prokuratury, decydujący będzie wyrok sądu, bo jeśli uniewinni Henryka F., będzie to oznaczało konieczność znowelizowania kodeksu.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24