Niepełne i nieterminowe wypłaty, brak umów o pracę czy ubezpieczenia, fatalne warunki mieszkaniowe i nieodpowiednie traktowanie - to rzeczywistość, o jakiej opowiadają cudzoziemcy pracujący przy jednej z flagowych inwestycji Orlenu, kompleksie Olefiny III pod Płockiem. W "Uwadze!" TVN wyniki śledztwa dotyczącego tego, co działo się przy budowie zakładu petrochemicznego za 25 miliardów złotych. Orlen poinformował redakcję TVN24, że "prowadzi obecnie postępowanie kontrolne dotyczące przestrzegania praw pracowniczych".
Inwestycja Orlenu za 25 miliardów złotych, czyli budowa kompleksu Olefiny III pod Płockiem jest realizowana głównie przez koreańskiego wykonawcę. Była ogłaszana jako największy zakład petrochemiczny w Europie. Przy budowie pracuje kilka tysięcy osób, głównie zza granicy.
W budowę petrochemii dla Orlenu zaangażowane są całe łańcuchy różnie powiązanych firm. Głównym wykonawcą budowy jest koreańska spółka Hyundai Engineering. Ta z kolei korzysta z usług wielu podwykonawców. Pracowników dla co najmniej jednej firmy podwykonawczej rekrutuje koreańska agencja pracy. Ta sama, która zwerbowała Libina i Balu - jednych z bohaterów reportaż "Uwagi!" TVN - do pracy na budowie inwestycji Orlenu.
"Nie pracujesz, jesteś chory, płacisz 30 złotych"
W rozmowie przed kamerą mężczyźni opowiedzieli swoją historię. - Nazywam się Libin i pochodzę z Indii. Mam dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, żonę i matkę - mówił jeden z nich, wyjaśniając, że na jego barkach spoczywa utrzymanie całej rodziny.
Przyznał, że wyjeżdżając z kraju, szukał "lepszych zarobków, lepszego życia" - W Indiach mamy bardzo niskie zarobki. Każdy szuka pracy w Europie czy w Ameryce - tłumaczył
Zarówno on, jak i Balu, przyjechali do Polski dzięki agencji, która zatrudniła ich przy pracy sezonowej pod Warszawą. Kiedy ta praca się skończyła, obaj zgłosili się do innej, koreańskiej agencji.
- Miałem spotkanie z dwoma Koreańczykami. Mówili, że zapewniają dobre zakwaterowanie, dobrą pensję i na wszystko będą dokumenty - opowiadał. Dodał, że obiecywali mu umowę o pracę i wynagrodzenie w wysokości 23 złotych za godzinę. Miał pracować 10 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu.
- Przyjechałem do hostelu w Płocku, a tam wiele osób w małym pokoju. W malutkim pomieszczeniu było sześciu ludzi, a do tego niektórzy z nich tam gotowali. Gotowali w sypialni - wspominał.
Balu mówił natomiast: - Tam było bardzo źle. Mieszkaliśmy w warunkach, które nie nadawały się dla ludzi. Do tego raz nie było ciepłej wody, raz zimnej, albo wcale nie było wody. Reporterzy dowiedzieli się, że osoby które chorują, muszą płacić karę za każdy dzień, kiedy nie ma ich w pracy. - Nie pracujesz, jesteś chory, płacisz 30 złotych - powiedział im jeden z robotników.
- Jest jedna łazienka na całe piętro - usłyszeli.
Wypłaty i ubezpieczenia brak. Na koniec wylądowali na bruku
Jak opowiadali Libin i Balu, po ponad dwóch miesiącach pracy wciąż nie dostali żadnych umów. Wynagrodzenie było wypłacane bardzo nieregularnie. Zdesperowani mężczyźni próbowali interweniować u swojego przełożonego, do którego wszyscy zwracali się "Kim". Był to przedstawiciel koreańskiej agencji pracy, która ściągnęła ich na budowę petrochemii
- Koreańczyk o imieniu Kim mówił, że będą płacić pensje na konto każdego 15. dnia miesiąca. Ale przychodził 15, 20, 21, 25 i pensji wciąż nie było. Wtedy Kim dawał nam 400 złotych albo 200 złotych. Mówił: weź to, damy ci pieniądze następnym razem - relacjonował Libin. Dodał, że nie miał też ubezpieczenia. - Jak pracowałem na wysokości, myślałem, co będzie, jak spadnę i umrę, że stracę moją rodzinę - opowiadał. Co na to mówił Kim? - Nie chcesz pracować, to idź sobie. Zabieraj bagaż i idź - wspominał Libin. Pytania o zaległe pensje i umowy o pracę zakończyły się dla obydwu mężczyzn dramatycznie. Niespodziewanie w środku nocy zostali wyrzuceni na bruk z hostelu, w którym byli zakwaterowani.
Fatalne warunki mieszkaniowe
Niepełne i nieterminowe wypłaty, brak umów o pracę i fatalne warunki mieszkaniowe. Czy te problemy dotyczą także innych osób? Uwaga! TVN rozmawiała o tym z cudzoziemcami, którzy wciąż pracują na budowie pod Płockiem. Opowiadali między innymi, że choć pracują już nawet trzy miesiące, wciąż nie mają umowy.
- Na budowie niektóre materiały były niebezpieczne. Mieliśmy ubrania ochronne, ale maski nie działały. Za każdym razem miałem kaszel, bardzo ciężki kaszel - tak warunki, w jakich przyszło mu pracować, wspominał Libin.
"Byli kopani w tyłek przez przełożonych, popychani"
W hostelach mieszka tylko część obcokrajowców. Znacznie więcej osób trafiło do miasteczka kontenerowego, zlokalizowanego na terenie samej budowy. Nie można tam wejść bez specjalnej przepustki.
O panujących tam warunkach opowiedział Uwadze! TVN Polak, który dłuższy czas pracował na tej budowie. - To jest po prostu terror, taki łagrowy terror. Zasad tam jest bardzo wiele, dziwnych. Nie można opuszczać tego kampu po godzinie 22, ani wchodzić tam po 22 - mówił.
Przekazał, że kontenery mają mniej więcej po osiem metrów kwadratowych. - Mieszkają tam po czterech. No i mają tam cały swój dobytek. Do tego na korytarzach stoją przepełnione kubły na śmieci, z których unosi się smród. Byłem tam jednego razu i rozmawiałem z Hindusami. Pokazywali, jak stoi woda na podłodze. Te kontenery są bardzo nisko osadzone nad ziemią. I w momencie, gdy tam padał śnieg, był mróz, to podłoga przemarzała - opowiada.
Według niego "Hindusi, Filipińczycy są kierowani do najcięższych prac". - Koreańczycy bardzo często poniewierają tych Hindusów i Filipińczyków. Krzyczą na nich, zastraszają ich. Usłyszałem o przypadkach, że na przykład byli kopani w tyłek przez przełożonych, popychani - dodał.
Tajemnicza agencja
Wszyscy robotnicy, którzy opowiadali o nieprawidłowościach, wspominali o tej samej koreańskiej agencji pracy i mężczyźnie, do którego zwracali się "Kim". Redakcja Uwagi! TVN dzwoniła do niego kilkakrotnie, ale za każdym razem rozłączał się po kilku sekundach. Później napisał w SMS-ie, że nie zna angielskiego. W końcu zablokował numer.
Według Krajowego Rejestru Sądowego prezesem agencji jest obywatel Korei Południowej. Wśród zarejestrowanych rodzajów działalności firma ma agencję pracy tymczasowej. Zgodnie z przepisami powinna być zgłoszona do Urzędu Marszałkowskiego i figurować w Krajowym Rejestrze Agencji Zatrudnienia. Jednak okazuje się, że takiej firmy tam nie ma.
Władze gminy pod Płockiem, w której jest prowadzona budowa, nawet nie podejrzewają, że pracujący tam obcokrajowcy mogliby być traktowani niezgodnie z prawem. Sławomir Wawrzyński, wójt gminy Biała, stwierdził: - Z tego, co było nam przekazywane, ci pracownicy, którzy tutaj przyjeżdżają legalnie, posiadają prawo do pracy, mają wszystkie świadczenia, mają umowy o pracę. Mam nadzieję, że tak jest. Dopytywany, kto przekazywał informacje, że wszyscy są zatrudnieni legalnie, odparł: - Mieliśmy spotkania z przedstawicielami Orlenu.
Zarówno redakcja Uwagi! TVN jak i portalu tvn24.pl wysłały prośbę o komentarz do polskiego oddziału Hyundai Engineering. Do tej pory pozostała bez odpowiedzi.
Oświadczenie Orlenu
Z kolei Orlen w czwartek wysłał redakcji TVN24 oświadczenie w tej sprawie. Płocki koncern poinformował, że "prowadzi obecnie postępowanie kontrolne dotyczące przestrzegania praw pracowniczych przez konsorcjum Hyundai Engineering Co. i Técnicas Reunidas S.A.". "Tylko w ostatnich tygodniach na terenie budowy Olefiny III przeprowadziliśmy szereg kontroli, w tym BHP, a po najnowszych sygnałach o nieprawidłowościach zakres kontroli zostanie pogłębiony" - zapewniło biuro prasowe Orlenu.
Spółka zapowiedziała, że "po zakończeniu wszystkich postępowań kontrolnych, w tym dotyczących kwestii podnoszonych przez media, konsorcjum wykonawcze zostanie wezwane do przedstawienia wyjaśnień i wprowadzenia działań naprawczych w obszarach, w których stwierdzone zostaną nadużycia".
Biuro prasowe płockiego koncernu podkreśliło, że "w umowie zawartej z konsorcjum wykonawczym Orlen zawarł wymóg, aby wszelkie obowiązujące w Polsce przepisy prawa, a w szczególności prawa pracownicze były przestrzegane". "W ramach prowadzonych działań sprawdzających, zweryfikowane zostanie również, czy do tej pory postanowienia umowy w zakresie praw pracowniczych były przestrzegane i jaki był zakres kontroli przestrzegania tych zapisów przez poprzednie władze Orlen" - czytamy w oświadczeniu przesłanym redakcji TVN24.
Źródło: TVN24