W radomskim sądzie ruszył w środę proces mieszkańca Radomia, oskarżonego o znęcanie się nad psem i umyślne wyrzucenie go z balkonu na czwartym piętrze. Zwierzę na szczęście przeżyło.
Z ustaleń prokuratury wynika, że w sierpniu mieszkaniec jednego z bloków na radomskim osiedlu Michałów, wyrzucił psa swojej znajomej z czwartego piętra. Policję poinformowali o tym świadkowie zdarzenia. Pies został odwieziony do schroniska dla zwierząt, gdzie był leczony. Po rekonwalescencji zwierzę miało wrócić do właścicielki, ale dzięki staraniom Radomskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, zrzekła się ona do niego praw. Pies trafił do nowej rodziny, która otoczyła go należytą opieką.
Oskarżony: pies sam wyskoczył przez balkon
Oskarżony Władysław G. nie stawił się w środę sądzie. Sędzia Ewa Gaczyńska odczytała jego zeznania złożone dwa miesiące temu w prokuraturze.
Mężczyzna nie przyznał się wtedy do postawionych mu zarzutów. Wyjaśniał, że feralnego dnia jego przyjaciółka chciała wykąpać psa, ten jednak schował się za regał. Według niego - kiedy próbował go stamtąd wyciągnąć - zwierzę wyrwało mu się i samo wyskoczyło przez balkon.
Znęcał się nad zwierzęciem
Inną relację zdarzenia przedstawili świadkowie. - Na pewno ten mężczyzna wyrzucił psa przez balkon. Nie da się tego zapomnieć! – powiedziała mieszkanka wieżowca znajdującego się naprzeciw bloku, w którym doszło do zdarzenia. Dodała, że widziała przez okno, jak mężczyzna, trzymając psa dwiema rękami, podszedł do barierki i rzucił go z czwartego piętra. - Potem słychać był już tylko przerażający skowyt – dodała.
Na balkonie zwierzę jadło i załatwiało się. Często słychać było jego głośne szczekanie. Nawet po wypadku, kiedy zwierzę na kilka dni musiało wrócić do domu, było zamknięte na balkonie. Chowało się wtedy pod stojące tam krzesło. Jeden ze świadków na procesie
Inny świadek opowiadał, że właściciele nie opiekowali się odpowiednio psem i często trzymali go na balkonie. - Tam zwierzę jadło i załatwiało się. Często słychać było jego głośne szczekanie. Nawet po wypadku, kiedy zwierzę na kilka dni musiało wrócić do domu, było zamknięte na balkonie. Chowało się wtedy pod stojące tam krzesło – podkreślił.
Władysławowi G. grozi grzywna lub kara pozbawienia wolności do roku. Kolejna rozprawa odbędzie się w lutym przyszłego roku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum