Po tym, jak "Fakty" TVN pokazały historię Beaty Szulz, która w trakcie operacji odzyskała świadomość i czuła, jak chirurdzy nacinają ją i zszywają, redakcję zasypała lawina maili z niemal identycznymi historiami. W każdej opisywane są potworny ból, pełna świadomość, kompletny paraliż i brak możliwości ruchu. Osoby, które tego doświadczyły podczas operacji, nie mogły zrobić nic, żeby sobie pomóc, ale teraz chcą pomóc innym. Materiał "Faktów TVN".
W listach do redakcji o swoich historiach opowiadają kolejni pokrzywdzeni. Wśród nich jest Anna Winiarska, która pamięta, że gdy przebudziła się w czasie operacji, nie mogła się ruszyć. - Nie byłam w stanie wydać najmniejszego dźwięku i nie miałam pojęcia, jak długo to potrwa - opowiada.
Podobne doświadczenie ma Alicja Rogowska. - Ból, który był we mnie, był tak wszechogarniający, jakby każda komórka mojego ciała chciała się wydostać na zewnątrz - mówi.
Pomogą ofiarom?
Wraz z tym, jak takich historii przybywa, jest też więcej osób, które chcą działać w stowarzyszeniu pani Beaty. Organizacja ma pomagać pokrzywdzonym takim jak ona. Ma doprowadzić również do tego, aby urządzeń pomiarowych na salach operacyjnych było więcej. - Konieczność zastosowania zwykłego encefalografu, który dokładnie pokazuje to, czy mózg śpi, czy też nie śpi - wyjaśnia Malwina Jarzembska, adwokat Beaty Szulz.
Polskie Towarzystwo Anestezjologii i Intensywnej Terapii nie refunduje jednak EEG jako obowiązkowego sposobu monitorowania pacjenta. - Musi być oparty o dowody i literaturę, a na razie takich jednoznacznych dowodów nie mamy - mówi dr Mirosław Ziętkiewicz, ordynator oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Pulmonologicznej Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego.
Wydaje się, że im więcej urządzeń kontrolujących stan pacjenta, tym lepiej, ale żadna aparatura nie pomoże, gdy nie ma przy niej kompetentnego człowieka. - Każde urządzenie czy lek bez doświadczonego anestezjologia może być nieprawidłowo wykorzystany i nawet niebezpieczny - uważa dr Jarosław Sroka, kierownik oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii dla Dorosłych w Szpitalu Copernicus w Gdańsku.
Był nadzór?
Nad wyjaśnieniem sprawy pani Beaty pracuje już Rzecznik Praw Pacjenta. - Będzie mnie w tej sprawie interesowało to, czy w sposób prawidłowy oszacowano ilość leku podanego tej pacjentce i czy później, w trakcie trwania tej operacji był odpowiedni nadzór - mówi Krystyna Kozłowska, Rzecznik Praw Pacjenta. Więcej informacji w materiale "Faktów TVN".
Autor: msz/kka / Źródło: "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24