"Bo Grzegorz po prostu z ludźmi rozmawiał. Bo Grzegorz po prostu był człowiekiem". Nasze wspomnienia o Grzegorzu Miecugowie.
Trudno jest opisać w kilku słowach to, co czuje się po stracie ważnej, bliskiej osoby. A co dopiero zrobić to publicznie. Przyznam, że gdy za namową Adama Pieczyńskiego poprosiłem ludzi TVN24, by - jeśli ktoś ma taką potrzebę - napisali kilka słów o Grzegorzu, miałem obawy. Bałem się, że wyjdzie sztucznie i patetycznie, po prostu nienaturalnie. Czyli tak, jak zawsze Grzegorz nas uczył, by nie było. Niektóre wpisy są bardzo osobiste, inne z dystansem, długie, krótkie, śmieszne i przepełnione smutkiem. Ale mam wrażenie, że wszystkie od serca. Grzegorza już z nami nie ma, ale to, co zostawił, jest w każdym z nas. Wspomnienia Adama Pieczyńskiego, szefa TVN24 Wojtek Bojanowski, reporter TVN24 i "Faktów" TVN. To był facet, który kochał dziennikarstwo, fascynował się światem, który go otaczał i próbował go zrozumieć. Pamiętam, kiedy w 2005 byłem jeszcze na studiach i nie marzyło mi się nawet, że zostanę kiedyś dziennikarzem, Grzegorz Miecugow poinformował na antenie o śmierci Jana Pawła II. Pomyślałem sobie wtedy, ale gość... Nie dało się tego zrobić lepiej, spokojniej, mądrzej. Kilka razy zaczepiał mnie na schodach i na korytarzach, kiedy oprowadzał po TVN24 wycieczki dziennikarzy z Ukrainy i Kazachstanu.
Najbardziej go cenię za to, że się o wszystko wykłócał. Walczył o swoje programy jak lew. Wojtek Bojanowski
Z wielkim zapałem opowiadał o tym, dlaczego warto uprawiać dziennikarstwo. Jak mnie widział, to mówił wtedy zawsze to samo: "A to jest Wojtek. Wojtku, skąd teraz wróciłeś?". Wtedy przez chwilę opowiadałem o swoim ostatnim wyjeździe, a Grzesiek poklepywał mnie po plecach i mówił: "Widzicie, dziennikarstwo polega na tym, żeby coś zobaczyć na własne oczy, a nie tylko o tym przeczytać" i szeroko się uśmiechał. Najbardziej go cenię za to, że się o wszystko wykłócał. Walczył o swoje programy jak lew. Jak komuś na czymś zależy, trzeba się o to kłócić do upadłego. Będzie go bardzo brakowało.
Jacek Pałasiński, dziennikarz, komentator TVN24 i TVN24 BiS. Nie przypominam sobie żadnej rozmowy z Grzesiem bez śmiechu. Każda uwaga, choćby przelotna wymiana zdań na schodach czy w korytarzu, kończyła się szerokim uśmiechem i wrażeniem, że ktoś polał balsamem twoją obolałą duszę.
Nie, Grześ nie opowiadał kawałów, nie dowcipkował, ale z jedyną w swoim rodzaju ironią potrafił spuentować każdą myśl tak, że uśmiech sam wykwitał na ustach.
Nie wiem, czy był zdolny do złości. Nigdy nie widziałem go innego niż przepełnionego życzliwością, dobroduszną tolerancją nawet dla największych głupców, a jako dziennikarz zajmujący się polityką, głupców spotykał tabuny.
W cichości ducha sądzę, że miał ich dosyć i jako odtrutkę zaaplikował sobie "Inny Punkt Widzenia": mógł poznać, rozmawiać i podsuwać nam wszystkim ludzi myślących, mądrych, przenikliwych, autentycznie zasłużonych. Dla mnie to był najciekawszy i z różnych względów najodważniejszy program w polskiej telewizji, jako że zapotrzebowanie na mądrość w naszych czasach jest niewielkie.
Po raz pierwszy pracowaliśmy razem 1 maja 2004 roku. Byłem w Dublinie, by opisywać dzień przyjęcia Polski do Unii Europejskiej, jeden z najważniejszych moim zdaniem dni w historii naszego kraju, dzień wypełniony pozytywnymi emocjami i pewnością, że teraz Polsce nic złego stać się już nie może.
Cóż: nie doceniliśmy autodestrukcyjnego instynktu rodaków.
Jest dziś tak mało okazji do uśmiechów, a teraz będzie ich jeszcze mniej. Będę znad biurka podnosił głowę na dźwięk zbliżających się kroków, ale to nie będzie on. Jacek Pałasiński
Ja mieszkałem jeszcze w Rzymie, w przeszłości nasze z Grzesiem drogi przecięły się raz czy dwa, ale nie znaliśmy się nawzajem. Grześ prowadził długą transmisję "rozszerzeniową" ze studia w Warszawie i po pół godzinie miał już pewnie dosyć napuszonej retoryki swoich rozmówców, którzy na temat tego historycznego wydarzenia powtarzali właściwie te same frazesy.
Słyszałem w słuchawkach "zwrotnej", że miał wątpliwości przed łączeniem ze mną: "cóż on może powiedzieć, ceremonia jeszcze się nie zaczęła" – mówił do reżyserki. Ale potem nastąpiło łączenie i nasza rozmowa na antenie trwała prawie 40 minut. I potem jeszcze kilka razy: słyszałem w słuchawkach, że to on nalegał. Kiedy zajechałem parę miesięcy potem do Warszawy, już się lubiliśmy, obgadaliśmy tamte łączenia z Dublinem, jak starzy przyjaciele.
I potem zawsze już tak było: rozmawialiśmy często i chętnie, a każda rozmowa to był uśmiech.
Jest dziś tak mało okazji do uśmiechów, a teraz będzie ich jeszcze mniej. Będę znad biurka podnosił głowę na dźwięk zbliżających się kroków, ale to nie będzie on.
To takie niesprawiedliwe.
Jacek Stawiski, dziennikarz, komentator, szef redakcji zagranicznej TVN24BiS. Praca z Grzegorzem to kontakt z arystokratą dziennikarstwa – człowiekiem szlachetnym i stworzonym do naszego zawodu.
Obserwując Grzegorza, jego dorobek, zaangażowanie, wszechstronność zrozumiałem, czym jest merytokracja, w tym wypadku merytokracja w dziennikarstwie. To pojęcie, w którym wiedza, umiejętności, wysoki etos pracy oraz obowiązek humanistycznego szacunku do drugiego człowieka, definiują pracę kogoś takiego, jak Grzegorz Miecugow Jacek Stawiski
Zrozumieć otaczający świat i ludzi, którzy go tworzą – to dewiza Grzegorza. Kiedy ten świat "staje dęba", to potrzebujemy dziennikarzy z najwyższej półki – jak Grzegorz Miecugow – którzy pozwalają nam współuczestniczyć w tym, co się dzieje. Arystokrata dziennikarstwa – ktoś taki, kto czuje potrzebę napiętnowania zła i głupoty w naszym życiu oraz ktoś, kto wybiera i naświetla sprawy autentycznie cenne i istotne. Obserwując Grzegorza, jego dorobek, zaangażowanie, wszechstronność, zrozumiałem, czym jest merytokracja, w tym wypadku merytokracja w dziennikarstwie. To pojęcie, w którym wiedza, umiejętności, wysoki etos pracy oraz obowiązek humanistycznego szacunku do drugiego człowieka definiują pracę kogoś takiego, jak Grzegorz Miecugow.
Małgorzata Sadowska, szef ośrodków regionalnych TVN24. Trudno w kilku słowach zamknąć 20 lat znajomości. Mistrz, później nauczyciel, a przez ostatnich parę lat - po prostu - bliski, ciepły i wrażliwy człowiek.
To On 16 lat temu przyjmował mnie do pracy w TVN24. Powiedział krótko: "Radiowców biorę w ciemno" ;-). To On, gdy zostałam szefem ośrodków regionalnych, wymyślił zwrot "Wasza Rudość", "bo przecież nie wypada mówić już po prostu Ruda".
Będzie mi brakowało Jego mądrości, poczucia humoru, inteligentnej złośliwości Małgorzata Sadowska
Będzie mi brakowało Jego mądrości, poczucia humoru, inteligentnej złośliwości i rozmów na każdy temat: o fotografii, psach i pięknym Toruniu, do którego sam chętnie wracał.
Rafał Poniatowski, reporter TVN24. Późny wieczór, telefon. Dzwoni znajomy. "Słuchaj, zostałem zaproszony przez Grzegorza Miecugowa do 'Innego Punktu Widzenia'. Zupełnie nie wiem, jak się zachować, jak rozmawiać. Przecież to Grzegorz Miecugow!".
Odpowiedziałem, że on będzie chciał z tobą po prostu porozmawiać, dowiedzieć się, co myślisz. Na pewno cię nie napadnie, nie przyszpili, a na pewno wysłucha. I tak się stało. To była kolejna rozmowa Grzegorza na bardzo poważne tematy, której słuchało się z zapartym tchem.
Bo Grzegorz po prostu z ludźmi rozmawiał. Bo Grzegorz po prostu był człowiekiem. Rafał Poniatowski
Bo Grzegorz po prostu z ludźmi rozmawiał. Bo Grzegorz po prostu był człowiekiem”.
Piotr Jacoń, dziennikarz, prezenter TVN24. Znajomość z Grzegorzem to był zaszczyt. Kolega z pracy. Grzegorz Miecugow!
Pamiętam pierwsze moje wieczory w TVN24. I to onieśmielenie na Jego widok. Jak z Nim rozmawiać?
Chyba na "pan"? Nie znałem Go, więc nie wiedziałem, jak niepotrzebna była ta niepewność. Bo Grzegorz dawał coś przeciwnego - pewność, że jest się dla Niego ważnym jako rozmówca. Umiał słuchać. Dawał swoją uwagę. Swój czas.
Miał taki zwyczaj. Przed "Szkłem" przychodził często do mojego biurka. Zagadywać: o politykę, o mojego psa...
Bo Grzegorz dawał coś przeciwnego - pewność, że jest się dla Niego ważnym jako rozmówca. Umiał słuchać. Dawał swoją uwagę. Swój czas. Piotr Jacoń
A kończył zwykle przewrotnym: to co może połączymy się na antenie wyjątkowo?
Od teraz wyjątkowo nie.
Maciej Cnota, reporter TVN24. Wejście do Jego gabinetu było zawsze podróżą do przeszłości, do innego świata, namysłu, refleksji, wspomnień. Dla mnie ten gabinet był zawsze spokojną wyspą pośród morza pełnego napięcia, pędu i nierzadko chaosu, którym jest redakcja telewizji informacyjnej. Wchodziłem do Jego gabinetu i słuchałem. Zawsze ciekawe historie. Z racji rodzinnych powiązań przede wszystkim o Krakowie czasów Jego młodości, o piłkarzach Cracovii, o koszykarzach Wisły. Ale też o książkach, życiu, polityce, dziennikarstwie. Powiedzieć "dziękuję" jest po tysiąckroć za mało!
Dla mnie, ten gabinet był zawsze spokojną wyspą pośród morza pełnego napięcia, pędu i nierzadko chaosu Maciej Cnota
Maciej Warsiński, reporter TVN24. Jestem młodszy, dużo młodszy, ale pracuję już 14 lat, a tu 11.
Mimo to każde spotkanie z Grzegorzem, każde "Cześć, Grzesiu", na które odpowiedź była jednakowa "Cześć, Byku", uznawałem za coś wyjątkowego, coś normalnego, ale za każdym razem robiące wrażenie.
Kiedy mój ojciec - też Grzegorz - miał urodziny - poprosiłem Miecugowa o autograf na książce. Zapytał, jak "stary" ma na imię. Powiedziałem - tak samo, Grzesiu. "To porządny facet musi być, co?". Każde spotkanie z Grzegorzem było zwykłe i niezwykłe zarazem. Normalne i niebanalne. Spotkanie z kimś Wielkim i kimś, kto był zawsze obok. Na korytarzu, na kawie, przy recepcji, przelotem w studiu.
Zawsze obok. Choć już nigdy więcej. Co boli najbardziej.
Andrzej Koneszko, wydawca TVN24. Jesień 1988 roku. Wycieczka szkolna z moich rodzinnych Sejn do Warszawy. W autokarze siedzę obok o rok młodszej koleżanki z siódmej klasy. Jest powszechnym obiektem westchnień, moich również. Podejmuję próby uzyskania jakiejś reakcji zwrotnej na te westchnienia, nawijam intensywnie. Pamiętam, że o nowej płycie Europe. "Open Your Heart" było wówczas hitem nie tylko na dyskotekach, a ja miałem całą płytę "Out Of This World" na kasecie! Tak gadam, gadam, koleżanka milczy.
Zawsze uśmiechnięty i trochę nieobecny. Bo zastanawiał się nad losami świata. Tak trzeba, to nasz obowiązek. Anna Czerwińska
W pewnym momencie w końcu się odzywa i mówi: "Ja to bym chciała wiedzieć, jak wygląda Grzegorz Miecugow". Takie to były czasy, kiedy głos radiowca coś znaczył, słowa miały znaczenie, a wypowiadane zdania treść i sens. Opowiadałem później tę historyjkę Grześkowi nieraz, słuchając, uśmiechał się, tak po swojemu.
Próbowałem ją okrasić pewną dozą złośliwości, ale co moja złośliwość może w zderzeniu z legendą? A jak silna to legenda, przekonałem się boleśnie prawie 30 lat temu, na wycieczce szkolnej jesienią 1988 roku.
Każde spotkanie z Grzegorzem było zwykłe i niezwykle zarazem. Normalne i niebanalne. Spotkanie z kimś Wielkim i kimś kto był zawsze obok. Maciej Warsiński
Cezary Grochot, reporter "Faktów". Grzegorz przyjmował mnie do pracy w "Faktach". 19 lat temu. Niesamowity facet.
Potrafił kierować zespołem z takim spokojem, dystansem, szacunkiem dla ludzi. Uwielbiałem jego poczucie humoru.
Zawsze, gdy się spotykaliśmy – choćby w biegu, na korytarzu – znalazł czas, żeby przystanąć na chwilę, zażartować, zamienić kilka słów. Odszedł od nas nieprawdopodobnie dobry i mądry człowiek.
Katarzyna Kowalska, reporterka TVN24. Jest nas wielu, których zachęcił, którym dał przykład, których zaraził dziennikarstwem przez wielkie "D". Mnie dodał odwagi, popchnął. Poznałam Grzegorza na studiach, na trzecim roku. Prowadził warsztaty telewizyjne. To po Jego zajęciach zdecydowałam, że nie socjologia, a dziennikarstwo będzie moim zawodowym wyborem. To na zajęcia Grzegorza zrobiłam swój pierwszy materiał. Docenił, wyróżnił, doradził, co robić dalej. To On nauczył mnie myśleć "telewizyjnie".
A kiedy przyszła wiadomość, że Grzegorz odszedł i przekazałam ją dalej kolegom, byłym studentom, wspomnieliśmy nieśmiertelną historię przejęzyczenia, kiedy na antenie radiowej z Autonomii Palestyny zrobił Autonomię Plasteliny. Katarzyna Kowalska
Kiedy się spotykaliśmy na korytarzu już w TVN, zawsze był dla mnie profesorem. Choć dzieliły nas lata świetlne doświadczenia, warsztatu i wiedzy, to kiedy oprowadzaliśmy wspólnie wycieczkę, czułam, że traktuje mnie po partnersku. Wiedział, jak dużo mnie nauczył i to mnie kazał mówić o pracy, o warsztacie. A kiedy przyszła wiadomość, że Grzegorz odszedł i przekazałam ją dalej kolegom, byłym studentom, wspomnieliśmy nieśmiertelną historię przejęzyczenia, kiedy na antenie radiowej z Autonomii Palestyny zrobił Autonomię Plasteliny. O tym też mówił na warsztatach. O potknięciach. Taki był. Wiedział, że nikt nie jest nieomylny. Tego też mnie nauczył. Zawodowej pokory. Żal profesorze Grzegorzu, wielki żal Cię żegnać. Dziękuję. Anna Czerwińska, reporterka "Faktów". Zawsze uśmiechnięty i trochę nieobecny. Bo zastanawiał się nad losami świata. Tak trzeba, to nasz obowiązek. Nasz starszy Kolega i Mentor w pracy. Wspaniały Człowiek, który jest z nami i zawsze będzie. Pracownik redakcji. Co za zaskoczenie, kiedy odbierasz telefon i okazuje się, że dzwoni do ciebie znany dziennikarz z Warszawy - sam Grzegorz Miecugow i rozmawia z tobą na luzie, jak z kolegą. Znasz go z małego ekranu. Od lat. I oto dzwoni sam Grzegorz Miecugow i zaprasza do TVN24 i do studia "Szkła Kontaktowego".
Zdarzyło mi się coś takiego około dziewięć i pół roku temu. Liczyłem na to, że zadzwoni, bo jakiś czas wcześniej wysłałem do niego list w tej sprawie.
Wpadłem na to, kiedy mój serdeczny przyjaciel powiedział mi, że jego marzeniem jest wizyta w TVN24. Chciał zobaczyć, jak na żywo robi się jego ulubione "Szkło kontaktowe". Był TVN-maniakiem, oglądał program codziennie. Postanowiłem zrobić mu taką niespodziankę - bo miał wkrótce urodziny - i właśnie w tej sprawie napisałem do Grzegorza Miecugowa.
Potrafił kierować zespołem z takim spokojem, dystansem, szacunkiem dla ludzi. Uwielbiałem jego poczucie humoru. Cezary Grochot
Oczywiście liczyłem, że odpowie, ale potem trochę zapomniałem i myślałem, że pewnie takich próśb do niego przychodzi więcej.
A tu któregoś dnia telefon i mimo wszystko - moje zaskoczenie. Dzwoni i mówi, że "nie ma problemu", "wpadajcie do TVN, zobaczycie wszystko na żywo, zobaczycie redakcję".
I tak się stało. Mój przyjaciel był szczęśliwy, że na urodziny dostał taki prezent. Dzięki Grzegorzowi Miecugowowi. A tak przy okazji, ja już wiedziałem, że za jakiś czas do TVN24 wrócę. I udało się 2,5 roku później. Teraz pracuję tu kolejny rok. Zapytałem go kiedyś, czy pamięta. Pamiętał.
Na co dzień nie pracowaliśmy razem, choć współpracowałem przy kilku wydaniach programu "Ciąg dalszy nastąpi(ł)". Pierwszy kontakt z TVN24 to zawsze będzie już On. Grzegorz Miecugow. Mateusz Sosnowski, szef portali informacyjnych TVN. Jakiś czas temu napisał do mnie maila z pewną prośbą. Odpisałem: "Jeszcze nie miałem czasu się tym zająć. Przepraszam". Odpisał krótko: "Nie przepraszaj :)". Zgłupiałem. Nie dość, że zawaliłem, to jeszcze wiceszef TVN24 - zamiast zmyć mi głowę - pisze, że w sumie to nic wielkiego się nie stało. Zrobiło mi się nieprzyzwoicie głupio. Prośbą zająłem się natychmiast. Kilka miesięcy temu spotkałem się z Grzegorzem. Znów miał prośbę. Chciał stworzyć nową stronę internetową swojego "Szkła". Razem z nim i jego dobrą duszą, Dominiką Sekielską, rozmawialiśmy o tym, jaka będzie i dlaczego powinna być, jeśli nie "na już", to przynajmniej szybko. Mówił: "Wiesz, musimy być jeszcze bardziej internetowi". Nowej strony jeszcze nie ma. Tym razem nie zapomniałem, ale wyrzuty sumienia mam. Szczególnie dziś – gigantyczne. Przepraszam. Chciałbym, żeby znów mi odpisał. Tym razem mógłby mnie ochrzanić.
Autor: Mat / Źródło: tvn24