Polski rząd nie może się natomiast zdecydować, czy się bać, czy udawać chojraka. Niedawno ogłosił, że wirus jest w odwrocie, ale po kilku tygodniach zmienił zdanie i nakazał zaostrzenie reżimu sanitarnego w kilkunastu powiatach. Wedle rządu, wprawdzie Polska jest zielona, czyli nie budzi obaw, ale jak śpiewał Jan Krzysztof Kelus "Pojedyncze są jeszcze przypadki". W tej piosence chodziło o to, że jakkolwiek naród polski pogodził się z dobrodziejstwem stanu wojennego, to jednak tu i ówdzie, jednostki mniej uświadomione tego nie doceniają. Podobnie jest i teraz.
Mnie to, chwała Bogu, nie dotyczy, bo spędzam wakacje w województwie warmińsko-mazurskim, a jest to region najmniej dotknięty zarazą. Czyli wyspa szczególnie zielona. Ale kto wie, czy to dobrze, bo już raz byliśmy zieloną wyspą i wiemy jak to się skończyło. Na razie jednak pobyt na zielonej wyspie zostawia mi czas na czytanie książek. Czytam właśnie o Warmii książkę, którą zasponsorował deweloper.
Tu pozwolę sobie na jeszcze jeden – już ostatni - żarcik. Ten sam przyjaciel przerzucony przez mur uważa, że Polska to kraj źle przetłumaczony z angielskiego. Dla mnie to trafny opis naszej znękanej przez historię ojczyzny. Deweloper zamiast budowniczy, to jeden z przejawów tego, o co mi chodzi. Budowniczy brzmi staroświecko a deweloper nowocześnie i zachodnio. Kiedyś zapytałem dawno niewidzianego kolegę, ile jest mieszkań w nowym bloku, w którym mieszka. Zostałem poprawiony: to nie blok, to apartamentowiec. Deweloperzy nie budują bloków, budują apartamentowce, w których nie ma mieszkań, są apartamenty. Oczywiście prestiżowe. Pewien deweloper ogłosił, że adresuje marzenia. Chodzi mu o to, że spełnia marzenia o mieszkaniu. A jaki deweloper adresuje marzenia o wolności? Albo o równości? Albo o dozgonnej miłości?
Deweloper Rafał Szczepański, nie jest gorszy. We wsi Pluski, koło Olsztynka buduje domy letniskowe, które nazywają się Rezydencje Warmińskie, ale książkę zasponsorował skromną, przyzwoitą i mądrą. Autor, August Klemens Popławski urodził się w Pluskach, na Warmii, broń Boże nie na Mazurach, w 1912 roku, jako poddany Cesarza Wilhelma. Polska, kiedy przyszedł na świat, nie istniała. Na początku chodził do szkoły w Pluskach, gdzie przez trzy godziny w tygodniu, jeśli rodzice mieli na to ochotę, nauczano języka polskiego i religii katolickiej po polsku. Jako dobry uczeń na naukę gimnazjalną wysłany został do Polski. Uczył się w Grajewie, Ciechanowie i Tczewie, gdzie zdał maturę. Dzięki stypendium Światowego Związku Polaków ukończył studia dziennikarskie w Warszawie. Pracował w Gazecie Olsztyńskiej i w Opolu w Nowinach Codziennych. Po drodze przesiedział półtora roku w więzieniu w Olsztynie, a w 1939 roku we wrześniu, jako dziennikarz prasy polskojęzycznej, co w tamtych czasach nie było obelgą, wylądował z numerem 1248 w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Zwolniony po roku, dzięki zabiegom Ojca, żołnierza Wehrmachtu w czasie I wojny światowej, prawie natychmiast wcielony został do wojska i wysłany na front wschodni.
Kiedy wojna się kończyła, walczył w Normandii, gdzie trafił do niewoli amerykańskiej. ["To był raj – ta amerykańska niewola - szczególnie w porównaniu z tym co przeżyliśmy na froncie".] Już po tygodniu Popławski zgłosił się do polskiego wojska na Zachodzie. Koniec wojny zastał go w Szkocji, gdzie w obozie dla polskich żołnierzy kierował kantyną. Z kantyny przeniesiono go do gazetki obozowej. ["Drukowanej na jednej stronie dla łatwiejszego rozwieszania na obozowych deskach ogłoszeniowych".] Nadszedł czas decyzji, kto wraca, kto zostaje. Jedni z Polski uciekali, inni do niej wracali. ["Rozpoczęła się walka o duszę żołnierza".]
Popławski zdecydował się na powrót do Polski. A może raczej na powrót na Warmię. ["Powitanie z Ojczyzną było dla nas wielkim rozczarowaniem"] Przez pierwszy miesiąc przesłuchiwała Popławskiego Służba Bezpieczeństwa ["nękając tysiącami pytań dotyczących pobytu na zachodzie, próbując z drugiej strony namawiać do ścisłej współpracy, nie wyłączając powrotu do Anglii, jako ich człowiek."] Popławski kategorycznie odmówił i z zaświadczeniem z Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, wrócił na Warmię. Pracował w urzędzie wojewódzkim, potem w budownictwie, a jako emeryt zajął się historią i spisywaniem wspomnień. Powstała z tego książka, o której piszę. Ma tytuł "Ludzie dnia wczorajszego". Zmarł w 1988 roku w Olsztynie.
Popławski upiera się, że jego ojczyzną jest "mały kraik Warmia". Upiera się, że ten "mały kraik" to co innego niż Mazury, z którymi od lat wrzucany jest do jednego worka. Co innego, z różnych przyczyn historycznych, religijnych, kulturowych i językowych. "Mazur scypie a Warmiak mówi całą gambą". Nawet tak wrażliwy reporter jak Wańkowicz, tych różnic nie docenił i jego klasyczna opowieść "Na tropach Smętka" w oczach Warmiaków, przyczyniła się do utrwalenia schematów.
Przegrany plebiscyt w 1920 roku, kiedy Warmiaków i Mazurów zapytano czy wolą do Polski czy do Prus jest - według Popławskiego - jednym z nich. "Ci mieszkańcy "tutejsi" zawsze wiedzieli, że nie są Niemcami. To wiedzieli na pewno. […] Można nie być Niemcem i nie być jeszcze Polakiem. […] silna więź grupowa istniała i było poczucie odrębności wobec Niemców - ale nic poza tym". Tych subtelności nie rozumiały rządy przedwojenne i nie rozumiały też władze PRL, pokrywające wszystko propagandową politurą o powrocie do Macierzy. Z tej ignorancji wynikały usprawiedliwienia dla porażek plebiscytowych, a po wojnie oskarżenia o odszczepieństwo i oportunizm wobec tych, co emigrowali do Republiki Federalnej. Ukryta opcja niemiecka – jak mówi Prezes.
Książka Popławskiego nie dostała wsparcia z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nie zainteresowały się nią wydawnictwa produkujące modny śmieć zalegający półki Empików. Jest zbyt prawdziwa i przez to za trudna dla pochłaniaczy wywiadów rzek z prezenterami telewizji, gwiazdami seriali, piłkarzami i żonami porzuconymi przez celebrytów. Całe szczęście, że nawet wśród deweloperów są ludzie wrażliwi.
A wszystko razem jest oskarżeniem współczesnej kultury, tego zapatrzenia we własny pępek, męki pandemii i problemy tożsamości płciowej. Piszę to – przyznaję - z perspektywy człowieka starego, którego cały ten idiotyzm niebawem przestanie dotyczyć.
Autorka/Autor: Maciej Wierzyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24