Weronika Marczuk żąda przeprosin w mediach i 100 tys. zł od CBA oraz prokuratury za działania "agenta Tomka", podsłuchiwanie jej, a także za zarzuty i śledztwo, które zakończyło się umorzeniem. Proces cywilny w tej sprawie ruszył dziś przed stołecznym sądem okręgowym.
Po pierwszej rozprawie możliwe są jeszcze rozmowy ugodowe. Sąd zobowiązał do ich podjęcia prawników Marczuk oraz Prokuratorię Generalną Skarbu Państwa, która przed sądem występuje w imieniu pozwanych CBA i Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Prokuratoria jest za oddaleniem pozwu, uznając, że nie precyzuje on, jakie dokładnie wydarzenia z całej sprawy stanowią naruszenie dóbr osobistych powódki.
Sprawa jest niejawna
Na żądanie pełnomocnika Marczuk, mec. Michała Wawrykiewicza, cały proces będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami. Prawnik uzasadniał, że dla jego klientki "sprawa niesie tak wielki ładunek emocjonalny, że roztrząsanie jej w mediach i nawet obecność na korytarzu fotoreportera oraz funkcjonariuszy policji spowodowała nawrót bardzo ciężkich emocji". Podkreślił, że w sądzie będą też poruszane szczegóły z jej życia osobistego. Z tych przyczyn sąd zarządził tajność rozprawy.
Podczas dzisiejszej rozprawy sąd rozpoczął tzw. informacyjne przesłuchanie powódki, w toku którego chce ustalić, co dokładnie naruszyło jej dobra osobiste. Następny termin rozprawy przewidziano na maj.
Pieniądze i przeprosiny
W pozwie o ochronę dóbr osobistych Marczuk domaga się 20 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy i 80 tys. zł odszkodowania za poniesione szkody materialne.
Chce też zasądzenia nakazu przeprosin, które CBA i prokuratura miałyby na swój koszt opublikować w ośmiu mediach - prasie, telewizji i portalach internetowych. Przeprosiny i wyrazy ubolewania miałyby dotyczyć naruszenia dobrego imienia, reputacji, godności i prawa do prywatności Weroniki Marczuk, co nastąpiło w wyniku niesłusznego zatrzymania i niezgodnych z prawem czynności operacyjno-rozpoznawczych.
Działania agenta Tomka
CBA zatrzymało Weronikę Marczuk we wrześniu 2009 r. Sąd odmówił wtedy aresztu i zwolnił ją za kaucją. Działania wobec niej prowadził m.in. agent CBA Tomasz Kaczmarek, późniejszy poseł PiS (niedawno złożył mandat poselski). Marczuk - radca prawny, w swoim czasie obracająca się też w środowisku celebrytów - stała pod zarzutem powoływania się na wpływy oraz żądania i wzięcia łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Miało chodzić w sumie o 450 tys. zł, z których - według CBA - miała przyjąć pierwszą transzę 100 tys. zł. Groziło jej do 8 lat więzienia. Razem z nią został zatrzymany ówczesny prezes Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusław Seredyński, który nadal walczy przed sądem o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie.
Śledztwo wobec Marczuk umorzono
W styczniu 2011 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała, że Marczuk nie dopuściła się płatnej protekcji i miała prawo do wynagrodzenia za doradztwo przy prywatyzacji WN-T. Śledztwo umorzono z braku cech przestępstwa, zarzuty wobec niej i Seredyńskiego wycofano. Prokuratura wszczęła zaś wtedy śledztwo wobec działań CBA, bo miała "istotne wątpliwości" co do legalności działań Biura wobec Marczuk. Śledztwo dotyczące CBA miało szerszy zakres i prokuratura wystąpiła w nim o uchylenie immunitetów poselskich b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu oraz Tomaszowi Kaczmarkowi. Obaj podkreślali, że nie złamali prawa i działali legalnie. Kaczmarek zrzekł się immunitetu, a Kamiński nie zgadzał się na jego uchylenie i na tajnym posiedzeniu Sejmu przedstawiał dowody słuszności działań CBA (chodziło przede wszystkim o inny wątek sprawy, dotyczący willi w Kazimierzu, z którą CBA kojarzyło Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich). Sejm immunitetu Kamińskiego nie uchylił. Swoje przeżycia ze znajomości z "agentem Tomkiem" oraz z zatrzymania Marczuk opisała w książce "Chcę być jak agent". W zeszłorocznych wyborach do europarlamentu Marczuk była "jedynką" łódzkiej listy SLD.
Autor: geb/ja / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24