W katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 14 górników. Wszyscy mówią tylko o nich. O rodzinach - żonach i dzieciach - które zostawili, wspomina się mniej. A to one potrzebują teraz ogromnego wsparcia. Obietnice pomocy są, a jak wygląda rzeczywistość?
Śląskie kobiety żyją w ciągłym strachu - drżą o życie swoich najbliższych, drżą o przyszłość swoich rodzin.
Mąż pani Małgorzaty przeżył niedawny wypadek w kopalni. Ona jednak zamiast się cieszyć - płacze. Dlaczego? Bo wie, że już nic nie będzie takie jak dawniej. - Wiem, że na pewno tego nie zapomnimy (...) do końca życia - żali się przez łzy.
Bez pomocy
Barbara Gaszka doskonale rozumie kobiety, które teraz pod szpitalami czekają na wieści o swoich mężczyznach. Rozumie też te, które w katastrofie straciły bliską osobę. Jej też życie nie oszczędziło - trzy lata temu wybuch metanu w kopalni zabił jej syna.
Nie ma takich pieniędzy, które mogłyby jej syna przywrócić, jednak wraz z nim straciła nadzieję na normalne, godne życie. To jej syn utrzymywał cały dom. Po jego śmierci została z niczym. Bo pomocy dla wdów, matek, żon zmarłych górników często brakuje.
Pomoc deklarowana
Po ostatniej katastrofie nie brakuje deklaracji pomocy. Obiecywał sam premier Donald Tusk, wsparcie deklarowała też Fundacja Rodzin Górniczych. Jednak takie słowa szybko gdzieś nikną.
Dlatego pani Barbara ma radę dla wszystkich poszkodowanych w piątkowym wypadku ma radę. - Żeby teraz walczyli o swoje. Nie popuścić. Nie ma przebaczenia - radzi.
Na takie rady za późno jest dla pani Ewy Nowak, wdowy po górniku. Od śmierci męża żyje w biedzie. Renta po mężu jej się nie należy, bo na wdowę w dniu wypadku była... za młoda. Rodzinna renta górnicza przyznawana jest kobietom, które skończyły 50 lat lub wychowują małe dzieci, a jej córka miała 18 lat.
- Wszyscy niby wielce pomagają, ale później rzeczywistość dnia codziennego jest okrutna. A państwo jedynie stworzyło ustawę, która pozbawiła niektóre wdowy rent - pani Ewa nie ukrywa rozgoryczenia.
Dla ducha
Ale kobiety, które straciły bliskich w kopalni potrzebują nie tylko materialnego wsparcia. Potrzebują też wsparcia psychologa.
- Na pomoc nigdy nie jest za późno, jednak ona powinna przychodzić od pierwszych momentów. Całe nieszczęście polega na tym, że ciągle brak procedur - mówi psycholog, profesor Katarzyna Popiołek.
"Niech żyje"
O tym, jak żyją rodziny górników po śmierci któregoś z nich, wie najlepiej pani Małgorzata. Jej mąż osiem lat temu zginął w kopalni "Bielszowice". Pana Marka przygniotła bryła węgla. Żona do tej pory nie może pogodzić się ze stratą. - Powiedzieli mi, że był wypadek. Wtedy jedna myśl: niech będzie bez rąk, bez nóg, ale nich żyje - mówi.
Śląskie kobiety
O śląskich kobietach, które na co dzień muszą żyć ze świadomością, że ktoś z ich bliskich z szychty nie wróci, mówi: - Kobiety śląskie to są dobre, proste kobiety. Tylko nie każda ma tyle siły w sobie.
Przyznaje, że sama po śmierci męża miała chwile załamania. - W pierwszą noc (...) chciałam skoczyć z balkonu, bo nie miałam po co żyć - wyznaje. I mówi, że najtrudniej o wszystkim było powiedzieć trójce ich dzieci. Kiedy męża i ojca zabrakło, to ona musiała wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny.
Mamione obietnicami
A ciężar jest spory, bo mimo obietnic z wielu stron, nie ma żadnej pomocy. Jak mówi pani Małgorzata, w pełni rozumie wdowy po górnikach, którzy w zeszły piątek zginęli w kopalni "Wujek-Śląsk". - Teraz one będą mamione obietnicami, że będzie tak czy siak, będą żyły w słodkiej nieświadomosci, a potem będą przeżywały, to co ja przeżywam - mówi.
Pani Małgorzata ocenia wprost: obietnice wygłaszane w blasku fleszy, z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. - Byłam objęta bardzo dobrą opieką po śmierci męża, tylko nie wiadomo, co będzie później. - Traktuje się nas jak żebraków, jak złodziei. Jak byśmy chcieli coś od innych wyciągnąć - żali się.
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24