Jak poinformowała straż pożarna, 36-letnia matka przebywała nad wodą na dzikim kąpielisku z piątką swoich dzieci (początkowo policja informowała o trójce) i opiekunką. Po godzinie 15.00 czwórka dzieci przebywających w wodzie prawdopodobnie wypłynęła zbyt daleko i porwał je nurt rzeki. W tym czasie piąte dziecko, pięcioletnia dziewczynka, było na brzegu.
Rzeka zabrała dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Po jakimś czasie strażakom udało się z wody wyciągnąć 7-letnią dziewczynkę i 15-letniego chłopca. Mimo podjętej próby przywrócenia czynności życiowych dzieci zmarły.
Policjantom z pokładu śmigłowca w odległości trzech kilometrów od miejsca kąpieli udało się zlokalizować 11-letnią dziewczynkę. Pomimo przeprowadzonej reanimacji dziewczynka zmarła.
Poszukiwania wstrzymane do rana
Z powodu zapadnięcia nocy i zagrożenia dla służb do godziny 8 rano wstrzymano poszukiwania ostatniego porwanego dziecka - 14-letniego chłopca. Od popołudnia szukali go strażacy, policjanci, płetwonurkowie i policyjny śmigłowiec.
Policja poinformowała także, że matka dzieci była trzeźwa. Została przewieziona do komisariatu w Działoszynie, gdzie zostanie przesłuchana i wraz z ojcem dzieci jest pod opieką psychologa policyjnego. Na razie jest w szoku.
- Jest zbyt wcześnie, aby powiedzieć jak doszło do zdarzenia - powiedział asp. Mieczysław Botur z KPP w Pajęcznie. - To nie jest kąpielisko. Jest to rzeka z bardzo niebezpiecznym nieuregulowanym nurtem. W tym miejscu jest zakręt, a nurt jest najbardziej zdradliwy - dodał.
Autor: aw//bgr / Źródło: tvn24