Przed wyborami kandydaci PiS na posłów i senatorów podpisywali lojalki. Zobowiązali się w nich, że jeśli sprzeniewierzą się partyjnym zasadom, zrezygnują z mandatu. Dokument nie ma żadnej mocy prawnej - to jedynie honorowe zobowiązanie.
Jak dowiaduje się portal tvn24.pl, lojalka składała się z dwóch punktów: pierwszy dotyczył akceptacji programu i zasad funkcjonowania partii, drugi – wierności zasadom etycznym obowiązujących w ugrupowaniu. A na końcu zdanie, że w przypadku sprzeniewierzenia się partyjnym zasadom parlamentarzysta PiS zrezygnuje z mandatu.
Dokument podpisywali wszyscy kandydaci na parlamentarzystów należący do PiS, zanim jeszcze zostali umieszczeni na wyborczej liście.
Krzysztof Putra z PiS powiedział w TVN24, że jest to wyłącznie zobowiązanie honorowe. - Jeśli ktoś jest nielojalny wobec partii, dokonuje jakichkolwiek ruchów powodujących rozbijanie ugrupowania, to powinien się liczyć z konsekwencjami – stwierdził polityk PiS. Putra wyraził nadzieję, że byli wiceprezesi PiS – Ludwik Dorn, Kazimierz Michał Ujazdowski i Paweł Zalewski potrafią zachować się z honorem. - W partii jak w rodzinie, krytykujemy, ale nie wynosimy spraw na zewnątrz. Jeśli byli wiceprezesi chcieli zwrócić na coś uwagę, to nie powinni iść do mediów – ocenił Putra.
Byli wiceprezesi PiS w liście do prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego domagali się zmian w kierowaniu partią.
- Nieprawdą jest, że w PiS nie można wypowiadać własnego zdania, Jarosław Kaczyński jest bardzo pobłażliwy, a partia nie jest zarządzane w wodzowskim stylu – zapewnił Putra.
Bali się weksli
Partie na różne sposoby próbowały zagwarantować lojalność parlamentarzystów, Najgłośniejsze były weksle Samoobrony. Każdy kandydat tej partii na parlamentarzystę podpisał przed wyborami pokwitowanie, że jeśli wyjdzie z partii, to zapłaci ponad pół miliona złotych. Oficjalnie była to opłata za korzystanie z logo Samoobrony. Nieoficjalnie - bat na nielojalnych.
O wekslach Samoobrony stało się głośno, kiedy jesienią ubiegłego roku, gdy Jarosław Kaczyński po raz pierwszy wyrzucił Andrzeja Leppera z rządu. PiS próbowało przeciągnąć na swoją stronę posłów Samoobrony, ale ci bali się weksli. Sprawą zajmowała się prokuratura, ale ją umorzyła, gdyż nie było dowodów na tzw. szantaż wekslowy.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24