Cztery lata temu do jednego z mieszkań wprowadzili się Janusz T. i Janina P. Do niewielkiego lokalu zaczęli sprowadzać psy, których obecnie jest ponad 20. Choć udało się uzyskać sądowy nakaz eksmisji zwierząt, sytuacja z dnia na dzień pogarsza się, właściciele psów grożą sąsiadom wysadzeniem budynku, a ci boją się o swoje bezpieczeństwo. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
O sprawie redakcję programu "Uwaga!" TVN poinformowali widzowie na #tematdlauwagi.
Luiza Aksamit wynajmowała mieszkanie komunalne. Jej sąsiadami piętro wyżej byli Janusz T. i Janina P, którzy obecnie są małżeństwem. Kobieta wyprowadziła się miesiąc temu, bo nie mogła dłużej znosić hałasu oraz smrodu i nie dawała już rady zamalowywać notorycznie pojawiających się plam na sufitach.
"Oni nie przestrzegają żadnych reguł"
- To nie jest woda. To jest smród - powiedziała reporterce "Uwagi!" pani Luiza. - Nie przestrzegają żadnych reguł, jeżeli chodzi o mieszkanie w bloku - dodała.
Kobieta wiele razy próbowała rozmawiać z uciążliwymi sąsiadami, jednak nic do nich nie docierało. Zaczęli jeszcze bardziej utrudniać jej życie. - Ona specjalnie, złośliwie rzucała jakimiś przedmiotami, żeby te psy non stop biegały po całym mieszkaniu. On podchodził do rur, z całej siły bił w te rury, więc słyszeliśmy wszyscy. Ja zasypiałam nad ranem, nawet czasem stopery mi nie pomagały - relacjonowała kobieta zachowanie sąsiadów.
Pani Luiza postanowiła nagrywać to, co działo się w nocy. "Spod dwunastki ty pedofilu k***a", "Wy je***e ciecie, k***a moherowe berety mieszkają. Szmaty kościelne" - to tylko niektóre z okrzyków, które zarejestrowała.
Załatwiają się w domu
Małżeństwo T. od dwóch lat mieszka ze sforą psów. Początkowo posiadali cztery, które z czasem zaczęły się rozmnażać. W mieszkaniu, które ma tylko 36 m kw., jest teraz 25 zwierząt. Sąsiedzi przeżywają istną gehennę.
- Te psy, ponieważ nie są wyprowadzane, wszystkie swoje potrzeby załatwiają w domu. Jest niesamowity fetor - mówi Krzysztof Mendelowski, którego balkon sąsiaduje z balkonem małżeństwa T. Pan Krzysztof odgradza się od nich, czym tylko może. Prawie nie otwiera okien.
- Odór niesamowity, uciekałam ostatnio, bo mam straszną alergię. Nie mogę mieszkać w tym domu - powiedziała kolejna sąsiadka Bronisława Pasiut. - Na balkon nie można wyjść, okna nie można otworzyć, przewodami czuć. Wszystkie te wentylacje pozatykałam - wymieniała kobieta.
Jak mówi, nieraz zdarza się, że odchody zwierząt spadają na jej balkon.
"Nie, nie będzie spokoju!"
- Choruję. Jestem po ciężkiej operacji serca, mam stwierdzoną chorobę nowotworową, jestem po ciężkiej radioterapii. Powinienem uciekać z domu, ale stan zdrowia w tym momencie nie bardzo mi pozwala, bo jest upał, bo się źle czuję, bo zażyłem leki, po których nie bardzo mogę wychodzić - wyznał pan Krzysztof. - To są ludzie, z którymi nie da się rozmawiać - dodał.
Większość mieszkańców, podobnie jak on, to starsi ludzie. Powinni mieć spokój, tymczasem przez psy i nieustanne awantury sytuacja w bloku jest dla nich nie do wytrzymania.
Reporterka "Uwagi!" razem z mieszkańcami jest świadkiem rozmowy pana Krzysztofa z małżeństwem T.
- Nie, nie będzie spokoju! Od moich psów to się człowieku odpie***l - agresywnie zareagował właściciel psów na zadane pytanie mężczyzna. - To są moje psy i się od nich odpie***l - wtórowała mu kobieta. - Nagonkę to sobie możecie robić, zaraz na policję dzwonię - krzyknęła.
- Ja odbierałam porody sukom, więc powiedziałam, niech siedzą w kupie, jak ktoś im ma krzywdę zrobić - tłumaczyła kobieta i dodała, że psy wychodzą na spacery, ale dzieje się to późnym wieczorem i w nocy.
Właścicielka zwierząt stwierdziła, że ma 18 psów, a smród, jaki czują mieszkańcy, to "byle jakie substancje", jakimi psika jej sąsiadka. Ekipy "Uwagi!" do mieszkania nie wpuściła.
"Nie mogę nic zrobić"
Właścicielką mieszkania jest matka Janusza T. Kobieta regularnie płaci czynsz i wszystkie rachunki. Zarządca wspólnoty mieszkaniowej o tym, co dzieje się w bloku przy ulicy Zamenhofa, pisał wszędzie. Kiedy konflikt pomiędzy państwem T. a sąsiadami zaczął przybierać na sile, zarządca bez przerwy alarmował różne instytucje. Powiadamiał też właścicielkę mieszkania.
- Do wszystkich się zwracam i nie mogę nic zrobić - stwierdził rozkładając ręce Wiesław Gawlikowski, zarządca wspólnoty. - Mnie ogranicza ustawa o własności lokali. Jedyne, co mogę zrobić, to mogę wystąpić do sądu i to uczyniłem - dodał.
Właścicielka mieszkania, wiedząc o problemie z psami sama złożyła pozew o ich eksmisję. Sąd wydał wyrok. Komornik do dzisiaj jednak go nie wyegzekwował. Twierdzi, że nie może nic zrobić, bo państwo T. nie wskazali mu miejsca, gdzie psy mają trafić. Także Jadwiga T., właścicielka mieszkania nie chciała przejąć psów, ani ponosić kosztów eksmisji. Komornik stwierdził, że o sprawie telefonicznie poinformował Urząd Miasta. Urzędnicy nie podjęli jednak działań, bo nie są stroną w tym konflikcie.
- To pani, która jest właścicielem mieszkania, założyła sprawę cywilną i decyzja sądu wynika ze sprawy cywilnej. Jest oczywistym, że dalszym etapem i kosztami usunięcia tych psów powinna być obciążona właścicielka - tłumaczył Krzysztof Witkowski, rzecznik Urzędu Miasta Nowego Sącza.
Groźby i zastraszanie
Bezczynność komornika i innych służb w wyegzekwowaniu wyroku eksmisyjnego psów trwa już prawie dwa lata. Psów w mieszkaniu jest coraz więcej, a ich właściciele czują się bezkarni. Zaczęli niszczyć mienie skarżących się sąsiadów i coraz bardziej ich zastraszać.
- Co wychodzili, to pluli po drzwiach. Ja tego nie myłam, bo nie chciałam się im dać ucieszyć, że sprzątam po nich. Ta farba, ten lakier mi schodził. Musiałam drzwi wymienić - powiedziała Bronisława Pasiut i dodaje, że gdy próbowała zwracać sąsiadom uwagę, było jeszcze gorzej. - Wpadł do mnie do przedpokoju, chciał mnie bić, przeklinał mnie - opowiadała.
Pan Krzysztof z kolei któregoś dnia poczuł w mieszkaniu woń substancji łatwopalnej. - Okazało się po otwarciu drzwi, że ja mam przez próg przelaną niewielką kałużę tej benzyny czy rozpuszczalnika benzynowego. Błyskawicznie wezwałem policję - wspominała. Jak powiedziała, sąsiadka tłumaczyła, że chciała umyć sobie drzwi i butelka z rozpuszczalnikiem wypadła jej z rąk i rozbiła się na korytarzu.
- Oni grozili, że będziemy tu wszyscy fruwać, że nas wysadzą w powietrze, że będziemy się palić - mówił pan Krzysztof.
- Słyszałam, że pan T. wysadzi cały blok razem z mieszkańcami. Skoro on tutaj nie będzie mieszkał, to nikt nie będzie mieszkał - relacjonowała pani Luiza. Jak dodaje, widziała, jak mężczyzna wnosił do mieszkania baniaki z paliwem. - Tak się zastanawiałam, że chyba coś jest nie tak. Że to, co on mówi, to jest chyba w stanie to zrobić - wspominała.
Pogróżki słyszała także reporterka "Uwagi!", która razem z sąsiadami próbowała rozmawiać z małżeństwem T. - Psy są moje, jeżeli je dotkniecie, to wasze rodziny pożałują tego. Jak się będziecie dalej wpie*****ć, to zrobi z wami porządek pewna mafia - wykrzykiwała kobieta na korytarzu.
- Zapłaci mi pan 200 tysięcy za kamerowanie, to wtedy pogadamy - dodał mężczyzna.
"Ograniczona zdolność pokierowania swoim postępowaniem"
Janusz i Janina T. byli wiele razy karani w sprawach o wykroczenia za łamanie porządku publicznego i niszczenie mienia sąsiadów. Wszystkie grzywny płaciła właścicielka mieszkania, matka mężczyzny. Nie chciała z nami porozmawiać. Do sądu trafiły teraz dwa akty oskarżenia w sprawach karnych dotyczących nękania sąsiadów przez uciążliwych lokatorów.
- To są nie tylko groźby uszkodzenia mienia, ale także groźby pobicia, czy też pozbawienia życia. W jednej ze spraw prokurator nabrał wątpliwości co do stanu psychicznego pani i w związku z tym dopuścił dowód z opinii biegłych psychiatrów, także opiniował psycholog - relacjonował Bogdan Kijak, rzecznik Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. - Po przeprowadzeniu badania biegli stwierdzili, że pani oskarżona ograniczoną w stopniu znacznym zdolność pokierowania swoim postępowaniem - powiedział.
Dopiero miesiąc temu na wniosek prokuratora udało się policji, weterynarzowi i pracownikowi Sanepidu wejść do mieszkania państwa T. i przeprowadzić kontrolę. Sanepid stwierdził, że może tam wystąpić zagrożenie epidemiologiczne. Psy jak się okazało są dobrze odżywione, jednak warunki w jakich przebywają są tragiczne.
- W tej chwili prowadzimy dochodzenie w sprawie znęcania nad zwierzętami, bo utrzymywanie zwierząt w takich warunkach nieodpowiednich, niehumanitarnych może być karalne - ocenił Sebastian Gleń, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Jak dodał, policja dowiedziała się też, że psy są nieszczepione, dlatego wszczęte zostało kolejne postępowanie.
"Miasto podjęło działania"
Dlaczego więc, chociaż stwierdzone zostało zagrożenie epidemiologiczne, psy wciąż są w mieszkaniu? Według rzecznika urzędu miasta, postępowanie w sprawie eksmisji zwierząt toczy się tak szybko, jak tylko może. - Miasto podjęło działania. Żeby zabrać te psy, trzeba zakończyć procedurę administracyjną - tłumaczył Krzysztof Witkowski. - Robimy to maksymalnie szybko. To nie tylko urząd miasta, są także inne służby, które są za to odpowiedzialne - dodał.
- Ja się czuję bezsilny, nie wiem, co robić. Byłbym skłonny sprzedać to mieszkanie, przeprowadzić się gdziekolwiek, tylko że w takim towarzystwie nikt tego mieszkania nie będzie chciał kupić - powiedział Krzysztof Mendelowski. - Dramat, nie wiem, jak dalej będzie - powiedziała załamana Bronisława Pasiut.
Autor: tmw/adso / Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga!" TVN