Tylko w "Uwadze!" pierwsza rozmowa z Sebastianem, kierowcą seicento, które brało udział w wypadku z premier Beatą Szydło w lutym tego roku. O tym, jak czuje się po tym, gdy przejechał po nim "medialny i polityczny walec", czy naprawdę przyznał się do winy i jak teraz wygląda jego życie, rozmawiał z reporterem magazynu "Uwaga!".
"Uczeń technikum, zwykły człowiek" - tak o sobie mówi Sebastian, kierowca seicento, który brał udział w kolizji z samochodem przewożącym premier Beatę Szydło. 21-latek w tym roku będzie zdawać maturę. Jak twierdzi, wypadek zmienił jego życie.
- Często zdarzają się nieprzespane noce, codziennie jest dużo stresu, chociaż staram się jakoś sobie z nim radzić. Mam nadzieję, że to się wszystko jak najszybciej skończy - mówi w rozmowie z dziennikarzem "Uwagi!".
"Słuchawki leżały w domu"
Sebastian dobrze pamięta okoliczności, w jakich doszło do wypadku z 10 lutego 2017 roku. Jak twierdzi, nie słyszał sygnałów dźwiękowych nadjeżdżającej kolumny z premier Beatą Szydło, i dodaje, że nie używał słuchawek, jak sugerowano zaraz po zdarzeniu.
- Ktoś sobie wymyślił coś takiego. Słuchawki leżały w domu - mówi kierowca seicento.
Jak twierdzi, pamięta pierwsze auto, które minęło go z lewej strony, a zaraz potem moment, kiedy wbił się w niego rządowy samochód. - Miałem wrażenie, jakby tir uderzył w auto. Był straszny huk - mówi Sebastian.
Wspomina, że chociaż po wypadku nie miał żadnych obrażeń, to trafił do szpitala. - Zostałem przewieziony radiowozem - mówi.
Na miejscu jednak nie wykonano badań, ale pobrano mu krew, by zbadać, czy jest w niej alkohol. Jak wspomina Sebastian, stało się tak, mimo że już wcześniej badany był alkomatem, który wykazał 0,0 alkoholu. Tyle samo wykazało badanie krwi młodego kierowcy.
Dodał, że "nie może udzielić odpowiedzi" na pytanie o to, czy włączył lewy kierunkowskaz przed planowanym skrętem na skrzyżowaniu, na którym doszło do zderzenia.
"Poczułem się, jakbym już był skazany"
Według Sebastiana błędne jest twierdzenie polityków, jakoby przyznał się do winy zaraz po wypadku.
- Przyznałem, że byłem na miejscu, że brałem udział w tym zdarzeniu, ale do winy się nie przyznałem - utrzymuje Sebastian.
- Poczułem się, jakbym już był skazany za to wszystko. Byłem strasznie zaskoczony, że padły takie słowa. Że bez sądu ktoś już był w stanie stwierdzić, że to ja jestem winny. Bardziej czułem się wtedy jak osoba poszkodowana w tym wypadku - mówi chłopak w rozmowie z reporterem "Uwagi!".
- Poczułem się, jakbym był pionkiem w tej całej grze medialnej, politycznej. Jakby nie ode mnie i nie od faktów zależało to, co się ze mną stanie - dodaje kierowca seicento.
Co z pieniędzmi ze zbiórki?
Sebastian przyznaje, że był bardzo zaskoczony zbiórką, jaką na jego nowy samochód zorganizowali internauci.
- Z każdym dniem byłem wręcz przerażony, jak duża ilość osób popiera ten cel - mówi i dodaje, że zebrano ponad 150 tys. zł. - Pieniądze dla mnie nie są najważniejsze. Bardziej wtedy liczyło się to, że ponad 8 tys. osób dawało mi w tamtym czasie bardzo dużo wsparcia psychicznego - wspomina.
Zapowiada, że po wydaniu prawomocnego wyroku pieniądze zostaną przeznaczone na cele charytatywne, ale nie precyzuje jakie.
Autor: mart,kb/adso / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24