- Ja sobie wtedy psychicznie z tamtą sytuacją nie poradziłem - przyznaje w rozmowie z Dariuszem Kmiecikiem, reporterem "Faktów" TVN, Adam Bielecki. Jeden z dwóch ocalałych zimowych zdobywców szczytu Broad Peak nie godzi się jednak na to, by uczynić go odpowiedzialnym za śmierć dwóch kolegów, którzy z wyprawy nie wrócili. A to właśnie decyzje Bieleckiego były - zdaniem komisji Polskiego Związku Alpinizmu - najbardziej szkodliwe dla przebiegu ataku na szczyt i jego uczestników.
Bielecki w rozmowie z "Faktami" TVN mówi kategorycznie, że choć psychicznie z sytuacją na Broad Peak sobie nie dał rady, to "nie przyjmuje na siebie odpowiedzialności za to, że chłopcy zginęli". A - jak zauważa - "gdzieś pośrednio" raport komisji, na czele której stał inny himalaista Piotr Pustelnik, taką odpowiedzialność na niego "zrzuca".
- Nigdy nie ukrywałem tego, że ten atak się załamał - mówi dalej Bielecki.
Zdaje sobie sprawę z tego, że w decydującym momencie coś pod szczytem niezdobytego zimą Broad Peak poszło "bardzo nie tak". - Myśmy uciekali z tamtej góry. Nie bójmy się tego słowa. Ja uciekałem ratując swoje życie - powtarza.
Po raporcie płacz i "poczucie niesprawiedliwości"
Pytany o to, jak zareagował na raport Polskiego Związku Alpinizmu opowiada: - Najpierw się rozpłakałem. Potem wyładowałem swą złość na bogu ducha winnej szafie. Bez szkody dla szafy i dla mnie. A potem była taka plątanina emocji, która we mnie jest do teraz: od złości przez żal. Ale gdzieś najsilniejsze jest poczucie niesprawiedliwości - mówi. Dodaje, że najbardziej przykra jest dla niego "indywidualna ocena uczestników, która następuje po pierwszej części raportu". - W mojej opinii ona jest niespójna z tą pierwszą częścią - mówi w rozmowie z "Faktami".
Szybkie zejście "podporządkowaniem się decyzji kierownika wyprawy"
Jak tłumaczy, najbardziej przykry i okrutny dla niego jest drugi punkt raportu.
- Najpierw członkowie komisji stwierdzili, że negatywnie oceniają moją postawę w obozie czwartym. Nigdzie w raporcie nie znalazłem wzmianki, uzasadnienia, które moje zachowanie w obozie czwartym zasłużyło na naganną ocenę (...). I na naganną ocenę zasłużyło także moje szybkie zejście z obozu czwartego - wylicza Bielecki. Tłumaczy jednak, że jego szybkie zejście z obozu czwartego było podporządkowaniem się decyzji kierownika wyprawy.
"Nie wierzyłem,, że ktokolwiek byłby w stanie w tych warunkach przeżyć"
- Ta decyzja została podjęta w konsensusie z całym zespołem (...). Wydaje mi się bardzo okrutne sugerowanie, że ta moja decyzja o zejściu zapadła w momencie, gdy można było jeszcze coś zmienić. To było już 35 godzin od rozpoczęcia ataku szczytowego - mówi Bielecki. - Widząc stan swój, widząc stan Artura Małka po zejściu, widząc to, jak się zachowaliśmy podczas mojej próby wyjścia po Artura w nocy, podczas próby wyjścia Artura i mojej za dnia, nie wierzyłem w to, że ktokolwiek, jakikolwiek człowiek na ziemi byłby w stanie 35 godzin w tych warunkach przeżyć. Moje zdanie najwyraźniej podzielał kierownik wyprawy - przekonuje himalaista.
Raport krytyczny. Zwłaszcza dla Bieleckiego
Wnioski płynące z upublicznionego w środę przez Polski Związek Alpinizmu raportu zespołu, który miał zbadać okoliczności wyprawy, są krytyczne przede wszystkim dla Bieleckiego.
W dokumencie napisano między innymi, że sam podjął decyzję o odłączeniu się od pozostałych partnerów wspinaczki. Negatywnie członkowie komisji ocenili też fakt, że po powrocie do obozu IV (wysokość ok. 7400 m n.p.m.) Bielecki zdecydował się schodzić jak najszybciej do bazy, zamiast poczekać i pomóc Maciejowi Berbece, który został na górze, gdyby okazało się, że takiej pomocy potrzebuje i jest ona możliwa. Bieleckiemu zarzucono też złamanie zasady utrzymywania kontaktu wzrokowego.
Powinien poinformować zespół
Dariusz Kmiecik, reporter "Faktów", który rozmawiał po opublikowaniu raportu z napiętnowanym przez komisję Bieleckim, relacjonował, że himalaista czuje się wnioskami z raportu bardzo pokrzywdzony. W jego opinii, do ocen, na jakie pozwalają sobie w dokumencie członkowie zespołu, prawo mają tylko współuczestnicy tamtej wyprawy.
Podczas rozmowy Bielecki zaprzeczył informacjom, że zamierza wyjechać z kraju. Przyznał natomiast, że w najbliższym czasie nie planuje wspinania się w Polsce. Powód jest prozaiczny: mógłby mieć problem ze znalezieniem partnerów i sponsorów.
5 marca na wierzchołku Broad Peak (8051 m n.p.m.) stanęli kolejno: 29-letni Adam Bielecki, 33-letni Artur Małek, 58-letni Maciej Berbeka i 27-letni Tomasz Kowalski. Dwaj ostatni nie zdołali powrócić na noc do obozu. Trzy dni później zostali uznani za zmarłych. Polski Związek Alpinizmu powołał zespół ds. wypadku celem wyjaśnienia przyczyny śmierci.
Autor: kg,ŁOs,kde//tr/kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Polski Himalaizm Zimowy | A. Bielecki