Zamieszki na ulicach Warszawy podczas "Marszu Niepodległości" to efekt prowokacji osób, które chciały oczernić marsz - twierdzi prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki,. Oświadczył, że "nie czuje się odpowiedzialny za prowokacje, które nie dotyczyły kolumny marszowej".
- Niestety, policja nie ochraniała marszu podczas jego trasy, zostawili nas samopas i to spowodowało, że do kolumny marszowej przeniknęły osoby zamaskowane, których nie utożsamiam z uczestnikami marszu. Protestujący szli za bannerami, a wokół nich krążyły zamaskowane osoby, które traktuję jako prowokatorów, którzy chcieli zaszkodzić marszowi - powiedział Winnicki.
Dodał, że otrzymał informacje, że prowokacje szły ze środowisk, którym zależało, by oczernić "Marsz Niepodległości". Jego zdaniem, prawdopodobnie te osoby są także odpowiedzialne m.in. za podpalenie wozu satelitarnego TVN24.
Winnicki skrytykował też zachowanie policji i władz miejskich. Jak stwierdził, policja nie kontaktowała się z uczestnikami marszu i zachowywała się wobec nich agresywnie.
"Organizatorzy popełnili błąd"
Prezes MW przyznał jednak, że także organizatorzy marszu popełnili błąd, niedoszacowując liczby jego uczestników. - Sądziliśmy, że to będzie ok. 15 tysięcy ludzi, którzy spokojnie pomieszczą się na pl. Konstytucji. Musieliśmy jednak zmienić plan przemarszu. Doszło do ataków, nie wiem, czy przez pseudokibiców, czy chuliganów. Także policja reagowała agresywnie. Wywiązała się bitwa, które zdezorganizowała nasz marsz - wyjaśnił.
Według Winnickiego, w marszu mogło wziąć udział ok. 25 tysięcy osób.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP