Nowe fakty w sprawie zaginionego szyfranta wojskowych służb specjalnych. Jak donosi "Dziennik", Stefan Zielonka mógł zaplanować swoje zniknięcie. Ustalono, że przed opuszczeniem domu zabrał ze sobą część osobistych pamiątek.
Mijają trzy miesiące od tajemniczego zaginięcia Zielonki. Oficjalnie szyfranta poszukują eksperci z wydziału poszukiwań celowych Komendy Stołecznej Policji. Jednak, według gazety, osobne działania w tej sprawie podejmuje również służba wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.
Dotychczas rozważano trzy hipotezy: samobójstwo, wypadek lub wywiezienie przez obce służby za granicę. Zdaniem "Dziennika", obecnie najbardziej prawdopodobna wydaje się być ta trzecia. Choć służby wywiadowcze zaprzeczają, bu docierały do nich jakiekolwiek sygnały o ucieczce mężczyzny lub porwaniu go przez obcy wywiad.
Zabrał pamiątki, zostawił paszport
Gazeta podaje, że według ustaleń śledczych szyfrant - tuż przed swoim tajemniczym zniknięciem - zabrał z domu swoje najcenniejsze rzeczy osobiste. Nie chodzi jednak o paszport czy inne dokumenty - te zostały w mieszkaniu Zielonki. Wraz z nim znikła natomiast część jego osobistych pamiątek, m.in. te, do których - jak się okazało - był mocno przywiązany.
Zniknął bez śladu
Chorąży Stefan Zielonka wyszedł z domu w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych. Kilka dni później jego zaginięcie zgłosiła policji jego żona. Jak donosiła prasa, przełożeni szyfranta przez dwa tygodnie nie wiedzieli o zaginięciu człowieka, który dysponował tak niebezpieczną wiedzą. Służba Wywiadu Wojskowego zaprzecza jednak tym doniesieniom.
Źródło: Dziennik.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: policja