Prof. Henryka Domańskiego przez kilka dni poszukiwała policja, mimo że leżał w tym czasie w jednym z warszawskich szpitali. W programie "Wstajesz i wiesz" socjolog przyznał, że trudno mu oceniać działania służb, bo nie pamięta pierwszych dni po zaginięciu. - Patrząc jednak na to jako obywatel, uważam, że szpital i policja powinny jak najszybciej wiedzieć, kim się jest - podkreślił.
Inspektorzy NIK alarmują, że w systemie poszukiwania osób zaginionych są poważne luki, a policjantom zdarza się popełniać błędy, których efektów nie da się naprawić.
31 sierpnia znany socjolog, prof. Henryk Domański wyszedł pobiegać i zaginął. Nie miał ze sobą dokumentów ani telefonu komórkowego.
Poszukiwało go kilkudziesięciu funkcjonariuszy i policyjny śmigłowiec, a w mediach regularnie pojawiały się informacje dotyczące jego zaginięcia. Profesor odnalazł się kilka dni później w szpitalu, był po wypadku, przeszedł operację.
Naukowiec przyznał w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24, że nie pamięta, co się wtedy wydarzyło. Jak dodał, w związku z tym trudno mu oceniać działania służb bezpośrednio po jego zaginięciu.
- Patrząc jednak na to wszystko jako obywatel, uważam, że szpital i policja powinny jak najszybciej wiedzieć, kim się jest - podkreślił.
Prof. Domański ocenił, że przygotowanie spójnego systemu poszukiwania zaginionych zajmie wiele czasu. - Problem polega też na tym, na ile taki system byłby kompletny, trzeba by go było co jakiś czas odnawiać. Na pewno jednak byłby bardzo pożyteczny - zauważył socjolog.
Autor: kg / Źródło: tvn24