Przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda zeznaje na policji w sprawie usunięcia ze Stoczni Gdańskiej imienia jej dawnego patrona Włodzimierza Lenina. - Nie sądziłem, że dojdzie do tego, że będzie trzeba się tłumaczyć za mordercę, za Lenina, jakby prokuratura nie miała innych zadań - powiedział przed wejściem dziennikarzom.
28 sierpnia, tuż przed 32 rocznicą podpisania Porozumień Sierpniowych, Duda brał udział w usuwaniu napisu "imienia Włodzimierza Lenina" z bramy stoczni. Napis wisiał tam od maja, a zawisł z inicjatywy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który chciał przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r.
Jak mówił Duda, po kilku dniach od odpiłowania napisu, do budynku Komisji Krajowej "S" wkroczyła policja z nakazem prokuratorskim, żądając wydania napisu. Litery zostały wydane policji, która zdjęła z nich odciski palców.
"Państwo pokazuje muskuły tam, gdzie nie powinno"
- Tam, gdzie państwo powinno być silne, jest słabe, a tam, gdzie nie powinno pokazywać muskułów, to je pokazuje - mówił Duda dziennikarzom w środę przed wejściem na przesłuchanie w komendzie policji. - To wstyd dla pana prezydenta (Gdańska, Pawła Adamowicza), który zgłosił to na policję - dodał przewodniczący "S". Jak dodał, ma nadzieję, że napis już nie zawiśnie, a "w głowie pana prezydenta przyszło otrzeźwienie".
W związku z napisem troje pomorskich posłów PiS - Anna Fotyga, Andrzej Jaworski i Maciej Łopiński - złożyło do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura umorzyła jednak sprawę, uznając argumenty samorządu, że brama jest swoistym świadkiem historii.
Autor: jk\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24