- Nie możemy pracować z krajami, które łamią zasady - podkreślił podczas wtorkowego panelu dyskusyjnego w ramach Global Media Forum szef dyplomacji Luksemburga Jean Asselborn. - Do końca roku powinniśmy postarać się zmienić sytuację i powiedzieć: ci, którzy chcą pozostać w Unii Europejskiej, muszą zaakceptować nasze zasady albo pójść własną drogą - dodał, komentując sytuację w Polsce i na Węgrzech.
Szef dyplomacji Luksemburga Jean Asselborn brał udział w organizowanym w Bonn przez Deutsche Welle spotkaniu dziennikarzy Global Media Forum. We wtorek Uczestniczył w panelu dyskusyjnym dotyczącym wzrastającego populizmu w krajach Unii Europejskiej. Oprócz niego udział w rozmowie wzięli: zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Jarosław Kurski, szefowa Radio France Internationale Cecile Megie i Jerzy Pomianowski z Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji.
"Do końca roku powinniśmy postarać się zmienić sytuację"
Paneliści dyskutowali między innymi na temat narzędzi, które mogłyby powstrzymać rozprzestrzeniania fałszywych informacji w internecie. Zanim Asselborn przedstawił swoje zdanie na swój temat, skomentował sytuację w Polsce.
Jak mówił, w zeszłym tygodniu odwiedzał Kubę, gdzie ostrzegał tamtejsze władze przed łamaniem praw organizacji pozarządowych. - Potem wróciłem do Europy i zobaczyłem europejski kraj, Węgry, który ma ogromny problem z poszanowaniem wolności organizacji pozarządowych - powiedział. - Dla mnie to katastrofa, która zaczęła się w 2010 roku - dodał.
Odnosząc się do sytuacji w Polsce, Asselborn stwierdził, że "to, co dzieje się od czasu (Jarosława) Kaczyńskiego" jeszcze kilka lat temu nie wydawałoby się możliwe. - Zostałem ministrem spraw zagranicznych w 2004 roku i wtedy taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia - ocenił.
Jak zauważył, wcześniej Polska była punktem odniesienia, jeśli chodzi o wartości demokratyczne i prawa człowieka. - Należy wspomnieć, że Polska debatuje teraz nad wprowadzeniem prawa, dzięki któremu minister sprawiedliwości będzie mógł wyznaczać każdego prokuratora w kraju - mówił, dodając, że takie przepisy zbliżają Polskę do Turcji. - To katastrofa - podkreślił.
Asselborn stwierdził, że Rada Europejska ma w takich przypadkach związane ręce. - Ojcowie założyciele Unii Europejskiej nie myśleli tak daleko. Nie byli w stanie wyobrazić sobie, że dojdzie do sytuacji, w której będziemy musieli zagłosować jednomyślnie, nawet w przypadku krajów, które łamią prawo, które tworzą przepisy sprzeczne z prawami człowieka - argumentował.
- Wystarczy, że jeden kraj się sprzeciwi, a nasze ręce są związane - tłumaczył.
Zaakceptować zasady albo pójść własną drogą
- Myślę, że powinniśmy się wstydzić. Nie mówimy o Turcji, nie mówimy o Filipinach. Mówimy o krajach Unii Europejskiej. Do końca roku powinniśmy postarać się zmienić sytuację - zaznaczył, dodając, że należy zaczekać, aż odbędą się najważniejsze wybory w krajach europejskich.
- Potem musimy powiedzieć: ci, którzy chcą pozostać w Unii Europejskiej, muszą zaakceptować nasze zasady albo pójść własną drogą. Musimy postawić to pytanie. Nie możemy pracować z krajami, które łamią zasady - podkreślił. Po tej wypowiedzi na sali rozległy się brawa.
Asselborn jest znany z ostrego języka. We wrześniu w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" stwierdził, że Węgry powinny zostać wykluczone z Unii Europejskiej.
W grudniu 2016 roku, po uchwaleniu przez polski Sejm nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, przestrzegł polski rząd przed "drogą ku dyktaturze".
Autor: kg/sk / Źródło: tvn24.pl, Global Media Forum, Gazeta Wyborcza