Nie wyrobimy się do końca lutego - przyznał w TVN24 szef komisji hazardowej Mirosław Sekuła, komentując termin zakończenia prac śledczych i długą listę świadków. Dziś po południu mają być przepytani posłowie PiS Beata Kempa i Zbigniew Wassermann. Ale nawet po przesłuchaniu, ich powrót do komisji stoi pod znakiem zapytania. Jej szef konsekwentnie mówi "nie".
Posłowie PiS: Beata Kempa i Zbigniew Wassermann chcieli jak najszybciej stanąć przed komisją, by następnie ponownie zostać śledczymi. Ale jej szef wyklucza taki scenariusz.
Standardy prawne są jednoznaczne: jeśli ktoś w jakikolwiek sposób brał udział w danej sprawie, to nie może w tej sprawie orzekać
Kempa jako wiceminister sprawiedliwości i Wassermann jako koordynator ds. służb specjalnych zgłaszali poprawki do ustawy hazardowej w ramach tzw. uzgodnień międzyresortowych.
PO: PiS hamulcowym
Sekuła zastrzegł jednak, że o tym, czy posłowie PiS wrócą do komisji hazardowej zdecyduje Sejm. On sam - jak podkreślił - nie ma natomiast wątpliwości, że zamieszanie wywołane odwołaniem posłów PiS (na wniosek PO) opóźni prace śledczych.
I dlatego zakończenie prac 28 lutego jest nierealne. - Nie wyrobimy się - przyznał Sekuła. - Jeszcze miesiąc temu miałem nadzieję. 1 grudnia, kiedy otrzymaliśmy opinię, że posłowie Kempa i Wassermann brali udział w procesie legislacyjnym, liczyłem, że nastąpi szybka zmiana w składzie komisji (politycy PiS zostali odwołani 4 grudnia) i podejmiemy normalną pracę. Ale jak widać zacięło się na dłuższy czas.
Sekuła nie ma wątpliwości, że za opóźnienia w pracach śledczych od hazardu odpowiada partia Jarosława Kaczyńskiego. - PiS nie powinno desygnować do komisji osób, które w sposób oczywisty brali udział w procesie legislacyjnym (ustawy hazardowej - red.) - stwierdził szef komisji hazardowej.
Politycy PiS są innego zdania. Przekonują, że to PO gra na opóźnienie prac po to, by nie wyjaśnić afery hazardowej. A służyć temu miało odwołanie Kempy i Wassermanna z grona sejmowych śledczych.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24