Na osiedlu w Słupsku szczur zaatakował 2,5-letnią dziewczynkę. Nie stało jej się nic poważnego, ale specjaliści przypominają, że plaga tych gryzoni to zmora wielu polskich miast. W Polsce może ich żyć nawet 20 milionów a każdy z nich może roznosić wiele groźnych chorób.
2,5-letnia dziewczynka została zaatakowana, gdy podeszła do śmietnika, czyli ulubionego miejsca szczurów do poszukiwania pożywienia. W pewnym momencie dziecko zaczęło niespodziewanie krzyczeć, a zaskoczona matka dostrzegła na jego palcu uczepionego szczura. Dziewczynka trafiła do szpitala, gdzie zaczęła wymiotować i dostała gorączki. Nie stało się jednak nic poważnego i już jest w domu, choć pozostaje pod opieką lekarza.
Skryci mieszkańcy miast
Ugryzienia przez dzikiego szczura nie można ignorować, bo mogą one przenosić nawet ponad 200 groźnych chorób, w tym zagrażające życiu wściekliznę czy tężca. Te gryzonie rzadko są agresywne wobec ludzi, ale takie przypadki się zdarzają, zwłaszcza w miejscach, gdzie jest ich dużo i czują się pewnie. Wiele polskich miast ma problem z rosnącą populacją szczurów. Żyją głównie dzięki naszym śmieciom, których produkujemy coraz więcej, a mając zapewnione pożywienie rozmnażają się bardzo szybko. Jak mówi deratyzator Stanisław Turkiewicz, normalna relacja to jeden szczur na jednego mieszkańca, natomiast na przykład we Wrocławiu są to już 3-4 szczury na mieszkańca. Te gryzonie najlepiej czują się w pobliżu wody, więc najczęściej można je spotkać w kanalizacji, studzienkach czy w pobliżu terenów podmokłych lub stawów i jeziorek. Mogą się też gnieździć w piwnicach i kiedy jest ich już dużo oraz zrobi się ciepło, to mogą wychodzić nawet na klatki schodowe.
Autor: mk//gak / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24