Akt oskarżenia przeciw osobom, które szantażowały senatora Krzysztofa Piesiewicza ma dziś trafić do sądu. Sam polityk uniknie na razie odpowiedzialności za posiadanie narkotyków i nakłanianie do ich zażywania.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która prowadziła śledztwo, nie podaje szczegółów aktu oskarżenia. Wiadomo jednak, że przed sądem będą odpowiadać m.in. dwie kobiety Joanna D. i Halina S. - pierwsza z nich brała udział w nagraniu kompromitującego senatora filmu (widać na nim, jak ubrany w sukienkę wciąga biały proszek).
Polityk dwukrotnie uległ szantażystom i przekazał im w sumie ponad 550 tys. zł. Kiedy po raz trzeci zażądali pieniędzy, powiadomił policję i prokuraturę.
Poczekają aż wygaśnie mandat
Prokuratura chciała też, by przed sądem odpowiadał Piesiewicz. Senator miał usłyszeć zarzuty posiadania narkotyków i nakłaniania innych do ich przyjmowania. Jednak śledczy musieli umorzyć postępowanie, bo Senat nie zgodził się na uchylenie politykowi immunitetu. Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski ocenił, że była to zła decyzja.
Prokuratura chce wrócić do sprawy (nie może bowiem ponownie wnioskować o uchylenie immunitetu), kiedy Piesiewiczowi wygaśnie mandat senatora (stanie się to w 2011 r.). Wtedy też zamierza przedstawić politykowi zarzuty.
Mówił o tym w ubiegłym tygodniu na łamach "Rzeczpospolitej" prokurator Józef Gacek.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24