- Nie widzę w tym nic złego, że akurat nie miał fartu i trafił na firmę, która była związana z interesem niezbyt jasnym - komentował pracę Michała Tuska, syna premiera w upadłych liniach lotniczych OLT Express powiązanych ze spółką Amber Gold. - Jako były dziennikarz (pracował w "GW") doskonale wiedział, kto zakłada te linie - komentował z kolei dziennikarz Andrzej Stankiewicz.
Syn premiera Michał Tusk w poniedziałkowym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" przyznał, że poza zatrudnieniem w porcie lotniczym w Gdańsku, pracował również dla linii OLT Express, które niedawno ogłosiły upadłość. Głównym udziałowcem firmy była spółka Amber Gold, która w ubiegłym tygodniu wstrzymała wypłaty pieniędzy swoim klientom. Tusk, jak twierdzi, w OLT zajmował się analizą ruchu lotniczego oraz obsługą prasową. Miał za to dostawać "5500 złotych miesięcznie plus VAT".
Marcin Plichta, szef Amber Gold, a zarazem inwestor OLT Express zapowiedział, że będzie weryfikował te informacje. Zapowiedział również oddzielną konferencję prasową poświęconą współpracy z Michałem Tuskiem. - OLT jak wchodził, to był hit i wielkie wydarzenie. Wyglądało, że wspaniała rzecz. Wyobrażam sobie, że gdybym był młodym człowiekiem szukającym pracy i fajnej przygody, to pewnie sam bym skorzystał z takiej okazji. Nie widzę w tym nic złego, że akurat nie miał fartu i trafił na firmę, która była związaną z interesem niezbyt jasnym - komentował w programie "Tak Jest" w TVN24 publicysta Waldemar Kuczyński.
- Poza tym, to pewne, nie ojciec mu tę fuchę załatwił, bo był chyba temu przeciwny - dodał.
"Chłopakowi zabrakło roztropności"
Drugi gość programu, dziennikarz Andrzej Stankiewicz ocenił z kolei, że synowi premiera "zabrakło trochę zdrowego rozsądku". - Jako były dziennikarz (pracował w "GW") doskonale wiedział, kto zakłada te linie, bo właściciel tej linii był powszechnie znany w Gdańsku, jego problemy z prawem także - stwierdził.
Stankiewicz zauważył, że Michał Tusk pracował dla dwóch konkurencyjnych wobec siebie firm. - Pracował dla portu lotniczego w Gdańsku, kontrolowanego przez gdański samorząd i przez porty lotnicze - państwową spółkę, a równocześnie pracował dla operatora, dla firmy, która korzystała z tego gdańskiego portu i chciała zrobić z tego portu swoją główną bazę. To mi się wydaje problemem. Chłopakowi zabrakło roztropności - dodał. Dziennikarz nie uważa, by OLT specjalnie zatrudniło Michała Tuska. - 5500 złotych plus VAT, to nie są pieniądze, za jakie kupuje się syna premiera - podkreślił. Jego zdaniem młody Tusk popełnił błąd, bo jego zaangażowanie w OLT przekraczało analizę transportu, gdyż zajmował się kreowaniem wizerunków szefów spółki i m.in. autoryzował ich wywiady. - Poszedł o parę kroków za daleko - podsumował Stankiewicz.
Autor: nsz/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24