- Zeznania "Patyka" zniszczyły mi życie - mówi były oficer Centralnego Biura Śledczego. Został oskarżony o korupcję na podstawie zeznań świadka koronnego Igora M., który obecnie jest podejrzany zabójstwo generała Marka Papały. Dziś, kiedy policjant został prawomocnie oczyszczony przez sąd, domaga się 850 tysięcy złotych odszkodowania, a pomaga mu Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Kłamstwa "Patyka" złamały też karierę jednej z najskuteczniejszych policjantek w stolicy Ewie Szklarskiej, zwanej "Żyletą". Dotarliśmy do tych ludzi.
Igor M. ps. Patyk, przez lata był kluczowym świadkiem w sprawie generała Papały. To dzięki jego zeznaniom prokuraturze udało się zbudować łańcuch poszlak i dowodów, według którego śmierć Papały była wynikiem spisku.
Od"Patyka" się zaczęło
Złodziejskie życie "Patyka", które opisaliśmy w tekście "Prawdziwa historia Igora M.", skończyło się 12 lat temu. W 2000 roku Igor M. został aresztowany przez katowicką prokuraturę za kradzieże samochodów. 26-letni wówczas gangster poszedł na współpracę ze śledczymi i zaczął opowiadać o skorumpowanych policjantach i urzędnikach. W zamian uzyskał status świadka koronnego. Jako świadek zeznawał także w sprawie Papały.
Udało nam się dotrzeć do tego, co mówił w Katowicach w 2001 roku przed prowadzącym postępowanie prokuratorem Grzegorzem Ocieczkiem, późniejszym wiceszefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. „Patyk” ze szczegółami opisał mu swoją przestępczą działalność. Było to na tyle dokładne, że prokuratorzy chwalili się wówczas, iż mają świadka z „fotograficzną pamięcią”. Ta opinia o „Patyku”, jak się później okaże, błędna, była powtarzana jeszcze przez kilka lat.
Złamane życie oficera CBŚ
Część z oskarżanych przez niego policjantów została skazana. Ale nie wszyscy. Dotarliśmy do dwojga warszawskich funkcjonariuszy, Wiesława Rutkowskiego i Ewy Szklarskiej, którym w 2002 roku prokuratura przedstawiła zarzuty w oparciu o zeznania „Patyka”.
- Dostałem wezwanie do gabinetu dyrektora Centralnego Biura Śledczego, w którym wtedy pracowałem. Czekali na mnie funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych - wspomina w rozmowie z portalem tvn24.pl Wiesław Rutkowski "Dino". Były oficer CBŚ z trudem może opanować emocje. Kolejne dziewięć miesięcy spędził w areszcie z zarzutami korupcji. - Zrobili ze mnie szefa grupy skorumpowanych policjantów - mówi.
Znany i lubiany
Rutkowski nigdy wcześniej nie sprawiał problemów. Nie było nawet podejrzeń. Przeciwnie, należał do najlepszych funkcjonariuszy CBŚ. Podczas służby w Warszawie, zatrzymywał przestępców na gorącym uczynku. Był lubiany wśród kolegów, tym bardziej, że przed pracą w policji był bramkarzem w podstawowym składzie warszawskiej Polonii. Żonaty, w domu dwójka dzieci.
Prokurator zarzucił Rutkowskiemu, że przekazał łapówkę swojej policyjnej partnerce. - Według "Patyka" w 1994 lub 1995 roku miałem jej wręczyć dwieście lub trzysta dolarów — mówi nam Rutkowski. Pieniądze miały być nagrodą za odstąpienie od przeszukania samochodu należącego do przestępców.
Prokuratura ogłasza sukces
Ale zeznania „Patyka” były niekonkretne. Świadek koronny zeznał, że funkcjonariusz miał być "wśród policjantów", którym on sam wręczał korzyści majątkowe. Ale - jak opowiada nam były policjant - prokurator podkręcił te zeznania i w materiałach postępowania używał ostrzejszego sformułowania, że Rutkowski "był jednym z policjantów", który brał łapówki.
Trafił do aresztu. Prokuratorzy ogłosili sukces w rozbiciu gangu brudnych gliniarzy.
Historia "Żylety"
Niemal identycznie wygląda historia Ewy Szklarskiej, warszawskiej policjantki, oskarżonej przez prokuraturę na podstawie zeznań Igora M. W latach 90 pracowała na pierwszej linii frontu, prowadziła operacje pod przykryciem, przenikając do grup przestępczych. Podawała się za dilerkę narkotyków i zatrzymywała handlarzy w trakcie transakcji. Koledzy nazywali ją "Żyleta".
Była niezwykle skuteczna. Dziennikarze pisali o niej "superpolicjantka".
Nie ten policjant, nie ta policjantka
W swoich zeznaniach „Patyk” opisał sytuację, w której Szklarska miała być świadkiem przyjęcia 400 dolarów łapówki przez jej partnera z patrolu. Według prokuratury do opisu pasowała właśnie ona. Ale prowadzący sprawę oskarżyciel nie wziął pod uwagę poważnych dowodów niewinności: Szklarska nie mogła być w tym czasie na patrolu ze wskazywanym przez Igora M. funkcjonariuszem. Z prostego powodu. Na procesie okazało się, że nigdy nie pracowała z policjantem, którego oskarżał złodziej. Był on partnerem innej policjantki.
Ścigająca ze ściganymi
– Przyszli po mnie 4 kwietnia 2002 roku o 6 rano, zrobili przeszukanie, nastraszyli dziecko i dostałam zarzuty, których nigdy bym się nie spodziewała – mówi nam Szklarska.
Po przedstawieniu zarzutu, tak samo jak Rutkowski, została zawieszona i dostawała połowę pensji. Zasiadła na ławie oskarżonych razem z bandytami, których do niedawna ścigała. Prócz Szklarskiej i Rutkowskiego w tym samym procesie sądzonych było dziewięciu innych policjantów
Zrobili z nas gang
Rutkowski po kilku latach odszedł ze służby, łapał się dorywczych zajęć. Próbował zostać taksówkarzem, brał zlecenia na pilnowanie obiektów, wreszcie załapał się do pracy na budowach jako wykwalifikowany pracownik od spraw ochrony środowiska.
- Jedno słowo bandyty i zostałam skreślona - mówiła Szklarska. Rutkowski: - Zrobili z nas gang w policji.
Policjanci niewinni
Szklarska i "Dino" oraz dwaj inni policjanci wyrok uniewinniający usłyszeli w lipcu 2010 roku. Innych siedmiu zostało przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa skazanych.
Prokuratura nawet nie odwoływała się od decyzji sądu ws. Szklarskiej i Rutkowskiego. Do dziś policjant tego nie rozumie: dlaczego oskarżyciele postąpili z nim w taki sposób. - Ta sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu. Prokurator nie brał pod uwagę faktów, które świadczyły o mojej niewinności - mówi dzisiaj.
- Dostałem wezwanie do gabinetu dyrektora Centralnego Biura Śledczego, w którym wtedy pracowałem. Czekali tam na mnie funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych.Kolejne dziewięć miesięcy spędziłem w areszcie z zarzutami korupcji. Zrobili ze mnie szefa grupy skorumpowanych policjantów. Wiesław Rutkowski, "Dino" warszawski policjant pomówiony przez Igora M.
Tłumaczy sobie, że prokuratura chciała zwiększyć wiarygodność „Patyka” i nadać mu większe znaczenie. Jako tego, który pomógł rozbić układ skorumpowanych policjantów.
Odeszli z policji
Po uniewinnieniu Rutkowski otrzymał zwrot zmniejszonego wynagrodzenia. Teraz domaga się 850 tysięcy złotych odszkodowania. Wspiera go Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Szklarska odeszła z policji. Dziś pomaga w rehabilitacji osób niepełnosprawnych.
Żadne nie usłyszało słowa "przepraszam". - Kiedyś, już po uniewinnieniu, spotkałem prokuratora, który prowadził sprawę. Wybąkał, że ubolewa, że sąd mnie aresztował. A przecież on tego sam zażądał - opowiada Rutkowski.
Pogromca mafii
Rutkowski opowiada o Marcinie Z. Niegdyś słynnym, stołecznym prokuratorze, o którym gazety rozpisywały się jako o pogromcy mafii, gangów złodziei samochodów. Już w trakcie procesu Szklarskiej i Rutkowskiego oskarżyciel odszedł z pracy w prokuraturze. Został radcą prawnym. Próbowaliśmy się z nim wielokrotnie skontaktować. W internecie podaje tylko telefon stacjonarny. Włącza się poczta głosowa.
Sąd uniewinni gangsterów?
Czy "Patyk" celowo kłamał zeznając jako świadek koronny? Próbuje to ustalić sąd, który prowadzi proces przeciwko Andrzejowi Z. "Słowikowi" i Ryszardowi Boguckiemu. Podczas ostatniej rozprawy postanowił wyjaśnić, czy Igor M. ustalał treść zeznań z innym gangsterem. Ale akt oskarżenia przeciwko obu gangsterom się rozsypuje.
Mierzewski i Ocieczek: "nie popełniliśmy błędu"
Prowadzący postępowanie prokurator Jerzy Mierzewski nie ma sobie nic do zarzucenia i zapewnia, że nie popełnił żadnego błędu w związku z "Patykiem". Umniejsza znaczenie jego zeznań w tej sprawie. - "Patyk" nie wskazał Boguckiego, a jego zeznania nie posłużyły do przedstawienia zarzutów - tłumaczy.
Również Grzegorz Ocieczek, prokurator, który w 2000 roku jako jeden z pierwszych przesłuchiwał „Patyka”, zapewnia, że we właściwy sposób weryfikował zeznania gangstera. - Odnieśliśmy sukces. Udało się skazać między innymi jednego z naczelników wydziału komunikacji z Warszawy, który za łapówki legalizował kradzione auta - mówi.
"Trudna sztuka"
I dodaje: - Materiały przeciwko policjantom (czyli te dotyczące m.in. Szklarskiej i Rutkowskiego) przekazaliśmy do warszawskiej prokuratury, która dalej sama prowadziła ten wątek.
Dziś Ocieczek pisze rozprawę doktorską na temat weryfikowania prawdomówności świadków koronnych. - To trudna sztuka - mówi.
Bertold Kittel, dziennikarz śledczy TVN Maciej Duda, dziennikarz śledczy tvn24.pl /ola///mat
Igor M., "Patyk" przesłuchiwany 12 lat temu w sprawie mafii samochodowej przyznaje, że ma coś do powiedzenia w sprawie Papały. Twierdzi, że 25 czerwca 1998 roku w wieczór zabójstwa byłego szefa policji kradł samochód przed jego blokiem przy ul. Rzymowskiego w Warszawie. Opowiada, że zauważył wtedy samochód Opel Omega. Widział w nim, m.in. Krzysztofa W., byłego zapaśnika, a znanego z przestępczej współpracy z mafią pruszkowską. Tyle, że W. zginął w wypadku samochodowym przed zeznaniami „Patyka”, nie mógł więc odnieść się do nich. "Patyk" zostaje świadkiem koronnym w sprawie gangu złodziei samochodów i skorumpowanych stołecznych urzędników. Jego wiarygodność rośnie. Wyjaśnienia, a potem zeznania budzą ogromne zainteresowanie prowadzących sprawę zabójstwa Papały. Dlaczego? Bo już dawno podejrzewali, że Papała został zamordowany na zlecenie. A Krzysztof W. był znany policji i prokuratorom jako prawa ręka Ryszarda Boguckiego. Śledczy zakładają, że Krzysztof W. nie mógł na miejscu zbrodni być sam. Że musiał z nim być Bogucki. W tym samym czasie zeznania składa inny gangster - Zbigniew G. W areszcie śledczym w Katowicach miał on słyszeć jak Bogucki rzekomo mówił o swoim współudziale w zabójstwie Papały. Dopiero obecnie na jaw wychodzi, że G. siedział w jednej celi z Igorem M. I niewykluczone, że obaj przestępcy wymyślili jak mają zeznawać by obciążyć Boguckiego, dzięki czemu mogliby liczyć na przychylność prokuratorów. W kolejnych przesłuchaniach "Patyk" mówi, że widział na miejscu zbrodni jeszcze jedną osobę - Siergieja Sienkiva. Ten ostatni to z kolei zabójca z gangu Artura Zirajewskiego z Trójmiasta. Zirajewski w czasie przesłuchania rozpoznał Edwarda Mazura jako osobę szukającą wykonawcy kontraktu na "dużego psa". Łańcuch został praktycznie zamknięty. Z czasem pojawiły się kolejne dowody, jak np. rozpoznanie przez wdowę po generale Ryszarda Boguckiego i zeznanie kolejnego świadka koronnego o pseudonimie „Generał”. Śledztwo ostro przyśpieszyło. W 2002 roku został zatrzymany Edward Mazur. Ale przełożeni prokuratorów nakazali wypuszczenie go bez przedstawiania zarzutów, a biznesmen wyjechał do USA i nigdy więcej nie pojawił się w Polsce. To skutecznie sparaliżowało śledztwo. Kolejne próby ściągnięcia Mazura do Polski kończyły się porażką. Amerykański sąd wyśmiał wniosek polskich prokuratorów o ekstradycję, zaś Zirajewskiego, na którego powołali się śledczy, nazwał notorycznym kłamcą. We wniosku było sporo luk, nie wiadomo było kto zabił Papałę, nie wiadomo z jakiego powodu. W listopadzie 2009 roku prokurator Jerzy Mierzewski przesłał do sądu akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi Z. ps. "Słowik" i Ryszardowi Boguckiemu. Pierwszego oskarżył o zlecenie zbrodni, drugi według aktu oskarżenia miał stać na czatach. W dniu rozpoczęcia procesu przed warszawskim sądem, 10 lutego 2010, media pisały, że właśnie "Patyk" będzie kluczowym świadkiem oskarżenia. To "Patyk" nakierował śledczych na Ryszarda Boguckiego
Źródło: tvn24.pl