- Gdyby nie daj Boże zdarzyło się tak, że ktoś w tej sprawie złamał prawo, byłby to wielki wstyd dla środowiska lekarskiego - mówiła w programie "24 godziny" Ewa Kopacz, która wypowiadała na temat kontrowersji wokół sterylizacji Wioletty Woźnej, matki małej Róży. Kobieta twierdzi, ze zabiegu dokonano bez jej zgody i wiedzy, w czasie porodu dziecka. Lekarze odpierają zarzuty i mówią, że była zgoda na zabieg.
- Ze słownej relacji lekarzy wynika, że kobieta przed operacją podpisała dokument, w którym wyraziła zgodę na cesarskie cięcie i na zabiegi wynikające z ewentualnych komplikacji – oświadczyła Ewa Kopacz. Przyznała jednak, że w tym dokumencie nie padło hasło „sterylizacja”.
Minister zdrowia dodała, że w chwili obecnej nie ma jednak możliwości wiarygodnej odpowiedzi na temat zasadności zabiegu sterylizacji. – Komplet dokumentów jeszcze do mnie nie dotarł. Z całą historią choroby zapoznam się najwcześniej w poniedziałek – mówiła. Co by było, gdyby okazało się, że sterylizacja kobiety nie była potrzebna? – Byłby to wielki wstyd – oceniła Kopacz.
Ksiądz i sołtys po stronie matki
Wykonany zabieg sterylizacji, to nowy wątek w sprawie rodziny małej Róży. W lipcu, na podstawie sprawozdań z kuratorskiego nadzoru nad rodziną, Sąd Rejonowy w Szamotułach zdecydował o odebraniu noworodka matce i przekazaniu Róży rodzinie zastępczej.
Kurator stwierdziła "niewydolność wychowawczo-opiekuńczą" matki. Według Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, istnieje uzasadnione podejrzenie, iż Wioletta Woźna nie byłaby w stanie zaopiekować się noworodkiem.
Rodzice dziewczynki nie ustają jednak w walce. Mają po swojej stronie między innymi mieszkańców Błot Wielkich (gdzie mieszkają), sołtysa i księdza. Wszyscy twierdzą, że matka Róży nie ma problemów z wychowywaniem swoich pozostałych dzieci (a ma ich trójkę).
"Dlaczego nam to zrobili?"
Teraz okazało się, że pani Wioletta ma jednak inny problem. Lekarze ze szpitala w Szamotułach podczas porodu dokonali zabiegu sterylizacji.
Kobieta twierdzi, że o sterylizacji dowiedziała się dopiero z karty informacyjnej leczenia szpitalnego. - Dlaczego nam to zrobili? My byśmy się na to nigdy nie zgodzili - mówił "Gazecie Wyborczej" Władysław Szwak, ojciec Róży. - Nie chciałam dowierzać - dodawała matka dziewczynki.
Szpital odpiera zarzuty, ale potwierdza, że do zabiegu sterylizacji rzeczywiście doszło. - Macica była uszkodzona, przy następnym porodzie mogłaby pęknąć - tłumaczył "Gazecie Wyborczej" Elżbieta Nosek, zastępca ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego w Szamotułach.
Całą sprawę bada prokuratura, która - jak się dowiedziała TVN24 - prowadzi postępowanie sprawdzające pod artykułu 156. Paragraf pierwszy tego artykułu (w pkt. 1) stanowi, że "kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci pozbawienia człowieka wzroku, słuchu, mowy, zdolności płodzenia, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24