Wieża kontroli lotów w Smoleńsku nie wydała zgody Tu-154 M na zejście na wysokość 50 metrów - wynika ze stenogramów opublikowanych dzisiaj przez Naczelną Prokuraturę Wojskową.
Major Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej skomentował opublikowane w środę na stronie internetowej NPW stenogramy z zapisami nagrań z wieży smoleńskiego lotniska oraz z samolotu Jak-40, lądującego w Smoleńsku kilkadziesiąt minut przed katastrofą Tu-154M. Dodano do tego zeznania technika pokładowego Jaka-40, Remigiusza Musia oraz pilota tej maszyny Artura Wosztyla.
Jak przekazał na konferencji prasowej mjr Maksjan, z nagrania z wieży smoleńskiego lotniska wynika, że kontrolerzy nie pozwolili załodze Tu-154M na zejście na wysokość 50 m.
"Interesująca ewolucja treści zeznań"
Nieżyjący już Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40, utrzymywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił na to załodze prezydenckiego samolotu. (wywiad dla tvn24.pl z 6 lipca 2010 r.)
- 10 kwietnia 2010 r. Muś zeznawał: "Kontroler poinformował ich, aby byli przygotowani na odejście na drugi krąg z wysokości 50 m". Z kolei 23 czerwca 2010 r. dodał: "Wydaje mi się, że kontroler powiedział Tu-154M, że mają być gotowi na odejście na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 m - wskazał mjr Maksjan.
W końcu - 30 stycznia 2012 r. - po okazaniu stenogramu i odsłuchaniu nagrania z rejestratora - jak zacytował Maksjan - technik zeznał: "Ja wtedy zrozumiałem, że kontroler mówił: 50 m. Nigdy tego później nie weryfikowałem w żaden sposób i dopiero dzisiaj po zapoznaniu się z okazanym mi stenogramem stwierdzić mogę, iż mowa jest o 100 m".
Mjr Maksjan dodał, że polecenie odejścia na drugi krąg z wysokości 50 metrów utrzymywał również pilot Jaka-40 Artur Wosztyl. 12 marca 2012 r. po odsłuchaniu nagrania zeznał: "Nie wydaje mi się, abym się pomylił, ale nie mogę tego wykluczyć". Maksjan ocenił, że ewolucja treści składanych zeznań "jest bardzo interesująca".
Powiedział też dziennikarzom, że ze strony 298 opublikowanej w środę opinii wynika, iż polecenie dla załogi Tu-154M dotyczyło gotowości do odejścia na drugi krąg od wysokości 100 m. Nie chciał oceniać, czy świadek się pomylił.
Próbki głosów jeszcze nie zbadane
Mjr Maksjan został zapytany przez dziennikarzy, czy jest możliwe, że zezwolenie na zejście poniżej 100 metrów padło, a nie zostało zarejestrowane. Odpowiedział, że w związku z tym musi wyjaśnić jeszcze jedną kwestię, czyli to, dlaczego w stenogramie dotyczącym samolotu Jak-40 nie ma w tym zakresie żadnych informacji. - Otóż po wylądowaniu w Smoleńsku pilot Jaka-40 porucznik Wosztyl zdecydował o wyłączeniu agregatów, w tym rejestratora lotu, z uwagi na oszczędność akumulatorów, dlatego to oczywiste, że nic się nie nagrało w tym czasie - dodał.
Mjr Maksjan przekazał, że stenogramy będą ważnym dowodem. Dodał, że prokuratura wystąpiła również o próbki głosów kontrolerów lotu na lotnisku w Smoleńsku. - Nie zostały jeszcze zbadane. Dotarły pod koniec grudnia 2014 roku - powiedział.
Dodał, że biegli pracują nad kompleksową opinią dotyczącą przebiegu tej katastrofy i jej przyczyn. Nie był w stanie podać daty zakończenia śledztwa.
Zapisy stenogramów
Pierwszy z ujawnionych w środę stenogramów - zapis rozmów na wieży - liczy 279 stron, zaś drugi - dotyczący Jaka-40 - 64 strony. Wypowiedzi w językach angielskim i rosyjskim zostały przetłumaczone na język polski przez biegłego. Wraz ze stenogramami zostały opublikowane suplementy, w których wyjaśnione są skróty i oznaczenia zawarte w dokumentach.
Oba stenogramy zostały przygotowane w ramach opinii fonoskopijnych odnoszących się do tych nagrań i sporządzonych przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Te dwie opinie prokuratura otrzymała tydzień temu. Mają one duże znaczenie zarówno w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej, jak i w prowadzonym odrębnie od marca 2011 r. przez wojskową prokuraturę postępowaniu dotyczącym lądowania Jaka-40 z kilkunastoma pasażerami - m.in. dziennikarzami, którzy mieli obsługiwać uroczystości w Katyniu.
Jak-40 wylądował na lotnisku w Smoleńsku kilkadziesiąt minut przed katastrofą Tu-154M. Już w chwili podchodzenia do lądowania warunki były tam bardzo trudne.
Badania pracy kontrolerów
Biegli podczas wielomiesięcznych prac nad tymi opiniami i stenogramami najpierw analizowali nagranie z wieży. Naczelna Prokuratura Wojskowa wyjaśniała, że kolejność badań wynikała z faktu, że aby móc precyzyjnie określić czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze Jaka-40, konieczne było uprzednie odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku. Rejestrator samolotu zapisywał jedynie rozmowy wykonywane przez radio.
O zapisach kontrolerów lotu ze smoleńskiego lotniska głośno było cztery lata temu. 18 stycznia 2011 r. kierowana przez ówczesnego szefa MSWiA polska komisja badająca katastrofę ujawniła część nagrań z wieży w Smoleńsku. - Gdybyśmy mieli nagranie laboratoryjne, to prawdopodobnie moglibyśmy być już dalej, ale nie dostaliśmy zgody na ponowne nagranie w lepszych warunkach tego zapisu - mówił wtedy Jerzy Miller.
Polska komisja wskazywała, że rosyjscy kontrolerzy lotu popełnili 10 kwietnia 2010 r. liczne błędy, działali pod presją i nie byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154M.
Wówczas w odpowiedzi, jeszcze tego samego dnia, rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) opublikował zapisy rozmów kontrolerów lotów. Zamieszczone przed czterema laty na stronie MAK materiały obejmowały: zapisy tzw. otwartego magnetofonu, zapisy rozmów telefonicznych i zapisy rozmów radiowych. Dokumenty te liczyły - odpowiednio - 40, 18 i 25 stron.
Kolejne stenogramy
Szczególnie dramatyczna była końcówka zapisu rozmów radiowych, z której wynikało, że kontrolerzy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, a gdy zorientowali się, że samolot runął na ziemię, wpadli w panikę i porozumiewali się między sobą już tylko za pomocą niecenzuralnych słów.
Z kolei prokuratura wojskowa - w styczniu 2012 r. - ujawniła wnioski oraz zamieściła na stronie internetowej stenogram z opinii dotyczącej nagrania z kokpitu Tu-154M. Opinię i stenogram z "czarnej skrzynki" maszyny przygotował również Instytut Ekspertyz Sądowych.
- Z analizy opinii krakowskiego instytutu wynika, że biegli nie zidentyfikowali części zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi. Powodem takiego stanu rzeczy jest stosunkowo niska jakość dowodowego nagrania - przyznawała prokuratura.
Dlatego w lutym zeszłego roku prokuratorzy wojskowi i biegli dokonali w Rosji ponownego skopiowania nagrania z kokpitu. Biegli liczą, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać "skuteczniejszego odsłuchu" tego zapisu.
Efekty tych prac mają znaleźć się w całościowym opracowaniu dotyczącym tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r., które dla prokuratury przygotowuje od lata 2011 r. zespół biegłych.
Autor: js//plw / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka