Fabryka MAN Truck w Starachowicach (Świętokrzyskie) ostatecznie potwierdziła, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy 860 zatrudnionych straci pracę, z czego ponad połowa do końca tego roku. Przedstawiciele związku zawodowego krytykują decyzję o braku odpraw dla zwalnianych pracowników, a propozycję ich przeniesienia do zakładów na Słowacji oraz pod Krakowem nazywają hipokryzją.
Zatrudniająca około 3600 osób fabryka MAN w Starachowicach jest jednym z największych pracodawców w regionie. Jan Seweryn, szef NSZZ Solidarność w zakładzie przekazał, że w poniedziałek firma ostatecznie potwierdziła, że dojdzie do zwolnienia 860 osób. Pojawiły się też pierwsze informacje o tym, kto straci pracę. Próby negocjacji nie przyniosły skutku.
- Prezes stwierdził, że to jest nieodwołalna decyzja, nie możemy negocjować. Będą zwolnienia według ich "klucza", czyli odejdzie agencja pracy tymczasowej, pracownicy outsourcingowi. Oprócz tego 250 osób będzie miało nieprzedłużone umowy o pracę, a 90 osób będzie miało wymówione umowy stałe – wylicza szef "Solidarności". Jak dodaje, pracownicy zatrudnieni przez pośredniczące agencje mają odejść do końca roku, a ci zwalniani bezpośrednio przez MAN w ciągu sześciu miesięcy.
Osoby zatrudnione bezpośrednio w MAN nie otrzymały jeszcze informacji, kto konkretnie straci pracę. – Myśmy postulowali, żeby pracownicy byli informowani wcześniej, że będą zwolnieni, jednak pracodawca stwierdził, że tego nie zrobi – tłumaczy związkowiec. Według informacji przez niego przekazywanych pracownicy nie dostaną odpraw, pracodawca zastosuje jedynie zapisy Kodeksu pracy. Propozycję firmy, by zwolnione osoby zatrudniły się w innych zakładach MAN (między innymi na Słowacji lub pod Krakowem) rozmówca TVN24 nazywa hipokryzją.
- Potwierdza się to, co mówiłem wcześniej, że nie będą to grupowe zwolnienia. Pracodawca zwolni prawie 900 osób bezkosztowo – podsumowuje Seweryn.
Zmniejszenie produkcji autobusów
Firma MAN Truck and Bus SE w przesłanym na początku listopada oświadczeniu dla mediów wskazała, że sprzedaż w tym obszarze spadła z około 7400 pojazdów w 2019 r. do około 4600 w 2021 r. Natomiast w pierwszych dziewięciu miesiącach 2022 r. sprzedano około 2800 autobusów.
"Ze względu na pogorszenie się ogólnej sytuacji gospodarczej spowodowane wojną na Ukrainie i związany z tym wzrost kosztów materiałów i energii, w perspektywie krótko- i średnioterminowej nie można spodziewać się znaczącej poprawy sytuacji rynkowej i sprzedażowej, a tym samym rozwoju działalności autobusowej. Z tych względów konieczne jest pilne dostosowanie struktury tego obszaru biznesowego" – przekazała spółka.
Czytaj też: Największa fala zwolnień w historii giganta
Obie fabryki autobusów firmy - w Ankarze (Turcja) i Starachowicach (Polska) - będą kontynuować produkcję. Jak jednak zastrzeżono, będzie to wymagało dostosowania dziennych mocy produkcyjnych do aktualnego rozwoju sytuacji na rynku.
- W polskim zakładzie produkcyjnym w Starachowicach w przyszłości ma być produkowanych osiem jednostek autobusowych dziennie, zamiast obecnych dwunastu – wyjaśnił cytowany w komunikacie Michael Kobriger, członek zarządu ds. produkcji i logistyki w MAN Truck and Bus SE. - To planowane zmniejszenie mocy produkcyjnych zmusi nas do zlikwidowania 860 miejsc pracy w zakładzie w Starachowicach. Poinformowaliśmy o tym załogę w zakładzie i teraz przystąpimy do konsultacji ze związkami zawodowymi – dodał.
Sytuacja pracowników fabryki
W oświadczeniu podkreślono, że "MAN jest świadomy swojej odpowiedzialności społecznej i zamierza w ciągu najbliższych tygodni współpracować ze związkami zawodowymi, aby znaleźć realne rozwiązania dla firmy i pracowników w Starachowicach". Planowane jest między innymi zaoferowanie pracownikom dotkniętym restrukturyzacją zatrudnienia w sieci MAN, "na przykład w fabryce samochodów ciężarowych w Krakowie lub zakładzie w Banovcach (Słowacja)".
Przewodniczący NSZZ Solidarność w starachowickiej firmie Jan Seweryn potwierdził krótko po publikacji oświadczenia, że związki zawodowe zostały oficjalnie poinformowane o zwolnieniach. - Skala planowanych zwolnień jest bardzo duża, chodzi o około 30 procent załogi. Będziemy próbowali negocjować. Liczymy, że uda się te zwolnienia przynajmniej częściowo zminimalizować. Chociaż prezes Kobriger podczas dzisiejszej rozmowy dawał do zrozumienia, że nie ma odwrotu od tych zwolnień – powiedział.
Fabryka autobusów MAN w Starachowicach zatrudnia obecnie około 3600 pracowników.
Źródło: TVN24 Kraków / PAP