Ani ja, ani obywatele nie chcemy znać numeru PESEL tego sędziego, nie chcemy wiedzieć, w jakim wieku ma dzieci i jak się nazywa jego żona. Tylko imię, nazwisko i z jakiego jest sądu - mówił w "Faktach po Faktach" Piotr Gąciarek, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie i członek Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Odniósł się w ten sposób do braku publikacji przez Kancelarię Sejmu list poparcia kandydatów do KRS mimo ostatecznego wyroku NSA.
Mimo ostatecznego, prawomocnego wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego Kancelaria Sejmu nie poinformowała, kto podpisał się na listach poparcia dla kandydatów do nowej, wyłanianej przez polityków Krajowej Rady Sądownictwa.
Wskazany przez Kancelarię Sejmu termin na ujawnienie tych informacji minął 30 lipca.
We wtorek rano na stronie internetowej Sejmu pojawił się komunikat, w którym poinformowano, że w poniedziałek "do Kancelarii Sejmu wpłynęło wydane tego samego dnia postanowienie Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych zobowiązujące Kancelarię Sejmu do powstrzymania się od upublicznienia lub udostępnienia w jakiejkolwiek formie danych osobowych sędziów, zawartych w wykazach osób popierających zgłoszenia kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa".
Z kolei w czwartek Centrum Informacyjne Sejmu zaznaczyło, że do 1 sierpnia 2019 roku Kancelaria Sejmu nie otrzymała z NSA akt administracyjnych sprawy z odpisem orzeczenia ze stwierdzeniem prawomocności wyroku sądu, więc w związku z tym, "termin na ponowne rozpatrzenie sprawy nie rozpoczął jeszcze biegu".
"Tu nie działają przepisy o ochronie danych osobowych"
Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Piotr Gąciarek ocenił, że to są "wybiegi żałosne i godne ubolewania".
- Jeżeli by ktoś wystąpił do sądu o odpis wyroku, prawomocnego wyroku, który w jego sprawie zapadł, na przykład, który ja wydawałem, to prezes sądu wydaje taki wyrok i nie pyta mnie o zdanie (...) W tym wyroku musi się pojawić moje nazwisko, nazwisko prokuratora i ławnika. Wszystkie inne nazwiska są wtedy w trybie informacji publicznej zanonimizowane - mówił.
- I prezes sądu nie pyta mnie: "panie sędzio Gąciarek, czy pan wyraża zgodę, bo ja chcę wydać pana wyrok w trybie informacji publicznej". To jest informacja publiczna, tu nie działają przepisy o ochronie danych osobowych - podkreślił.
Jak mówił, ani on, ani obywatele "nie chcą znać numeru PESEL tego sędziego, czy wiedzieć, w jakim wieku ma dzieci i jak się nazywa jego żona".
- Tylko imię, nazwisko i z jakiego jest sądu - wyjaśnił.
- Proszę zobaczyć taki absurd sytuacji. Każdy może sprawdzić każdego sędziego w internecie - jaki sędzia ma kredyt, jeżeli ma kredyt, czy ma oszczędności, ile oszczędności trzyma, w jakiej walucie, jakim samochodem jeździ i ile metrów kwadratowych ma jego mieszkanie - mówił członek Iustitii.
- Ale jak się nazywa (...) i z jakiego sądu pochodzi ten, który poparł kandydatów do, podkreślmy, wybranej nielegalnie Krajowej Rady Sądownictwa, jest tajemnicą z jakichś względów utrzymywaną - dodał sędzia Gąciarek.
"Zaczynam wątpić, czy są podpisy w wymaganej liczbie"
- Nie tylko ja zaczynam wątpić, czy w ogóle te podpisy (pod kandydaturami - red.) są w takiej liczbie, w jakiej powinny być, bo może po prostu ci sędziowie-członkowie KRS nie mają wymaganych 25 podpisów poparcia - przyznał.
Dodał, że jeżeli są "podpisy w wymaganej przez prawo liczbie, to może być na przykład tak, jak z panem (Maciejem) Nawackim".
- Pan sędzia Nawacki poparł sędziego Nawackiego, po czym jako obywatel Nawacki zgłosił skargę do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, a następnie jako tenże Nawacki ujawnił to wszystko i się jeszcze śmieje nam tutaj, robi sobie jakieś igraszki prawne - mówił gość "Faktów po Faktach".
- Może być tak, że na przykład 30 osób zebrało się w stołówce Ministerstwa Sprawiedliwości, podpisali sobie nawzajem (listy poparcia - red.). I to jest kompromitujące - ocenił.
W rozmowie z Konkret24 dr Maciej Nawacki, członek Krajowej Rady Sądownictwa potwierdził, że jest autorem skargi w sprawie ujawnienia list poparcia do KRS. W jej wyniku prezes UODO wstrzymał udostępnienie tych informacji opinii publicznej. Sędzia przyznał też, że sam się podpisał pod swoją kandydaturą do KRS.
"Podważanie wyroków sądów i trybunałów jest prostą drogą do anarchizacji państwa"
Sędzia Gąciarek pytany czy ktoś poniesie odpowiedzialność, jeżeli wyrok NSA nie zostanie wykonany, powiedział, że "organem administracji obowiązanym do wykonania wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego jest szef Kancelarii Sejmu".
Przypomniał, że jest nim Agnieszka Kaczmarska.
Dopytywany, czy ona bierze na siebie tę odpowiedzialność i czym się ona może skończyć, przyznał: - Jako sędziemu nie wypada mi tutaj ferować i przesądzać.
Podkreślił jednak, że "osoby stojące na czele urzędu administracji publicznej, czyli Kancelarii Sejmu mają obowiązek wykonać ten wyrok sądu wydany w imieniu Rzeczypospolitej". Zaznaczył, że to jest "wyrok ostateczny i tu nie ma dyskusji".
Na sugestię, że w tej sytuacji można złożyć doniesienie do prokuratury, gość TVN24 odpowiedział, że "dzisiaj, niestety, mamy prokuraturę upolitycznioną".
Przyznał, że ciągle wierzy, że "będziemy żyć w państwie, w którym o tym czy wyrok podlega wykonaniu, to wynika z wyroku (...), a nie że o wykonaniu tego wyroku będą decydowały zmienne komunikaty pana (Andrzeja - red.) Grzegrzółki z Centrum Informacyjnego Sejmu, bądź szefowej Kancelarii Sejmu".
- Podważanie wyroków sądów i trybunałów jest prostą drogą do anarchizacji państwa - podkreślił sędzia Gąciarek.
Autor: js//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24