Krystyna Łuczak-Surówka, wdowa po chor. Jacku Surówce, nie otrzymała renty po śmierci swojego męża, który zginął w katastrofie Tu-154 pod Smoleńskiem. Powód? Jak tłumaczy, jest za młoda, nie ma dzieci i ma stałą pracę. W sierpniu szef MSWiA Jerzy Miller obiecał, że zajmie się sprawą, ale do tej pory nic się nie zmieniło.
Jeszcze w kwietniu rzecznik Rządu Paweł Graś zapewniał, że wszystkie ofiary katastrofy smoleńskiej zostaną objęte specjalnymi rentami, ale rzeczywistość okazała się inna.
Funkcjonariuszom oraz członkom rodzin pozostałym po zmarłych funkcjonariuszach, jeżeli osoby te wskutek szczególnych okoliczności nie nabyły prawa do zaopatrzenia emerytalnego przewidzianego w ustawie, odpowiednio Ministrowie: właściwy do spraw wewnętrznych, Obrony Narodowej oraz Sprawiedliwości, każdy w zakresie swojego działania, mogą przyznać w drodze wyjątku zaopatrzenie emerytalne w wysokości nieprzekraczającej odpowiednich świadczeń przewidzianych w ustawie. Art. 8.1 ustawy o BOR
Tymczasem przepisy dotyczące przyznawania rent i emerytur funkcjonariuszom BOR mówią, że nawet jeśli dana osoba nie kwalifikuje się do świadczenia przyznawanego na normalnych zasadach, może zostać objęta rentą specjalną (Art. 8). O takiej rencie decyduje minister SWiA. Krystyna Surówka spotkała się już w tej sprawie z Jerzym Millerem, ale choć minister obiecał się nią zająć, do dziś nie widać efektów.
Billingi dla Macierewicza
Krystyna Surówka brała w środę udział w posiedzeniu sejmowego zespołu ds. badania katastrofy smoleńskiej, któremu przewodniczy Antoni Macierewicz. Wdowa poinformowała zespół, że dysponuje billingami z telefonu swojego męża i stanowczo zaprzeczyła, że dzwonił on do niej po katastrofie (sugerowała to w swoim artykule "Gazeta Polska", a zespół Macierewicza wciąż utrzymuje, że billingi z telefonów ofiar są niedostępne). Kobieta już wcześniej zaprzeczała tym doniesieniom, m.in. na antenie TVN24.
- Ja jestem osobą w pełni władz umysłowych, nie biorącą ani pół tabletki uspokajającej po katastrofie w kwietniu. Nikt mi nie wmówi, że mąż do mnie dzwonił, a ja tego nie pamiętam - apelowała Surówka.
"Gazeta Polska" napisała, że 10 kwietnia już po rozbiciu się Tu-154M, lecący nim chorąży Surówka miał powiedzieć żonie przez telefon, że jest ciężko ranny w nogi i że "dzieją się tu rzeczy straszne". Następnie połączenie miało zostać przerwane.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24