Zwłoki 53-letniego mężczyzny, uczestnika strajku w PKS Białystok, znaleziono w niedzielę rano w jednym z autobusów stojących w bazie tej firmy. - Prawdopodobnie doszło do samobójstwa, ostateczna przyczyna śmierci będzie znana po sekcji zwłok - podała policja.
W PKS Białystok od wtorku trwa strajk generalny, nie jeżdżą żadne autobusy z rozkładu jazdy. Przewodniczący komitetu strajkowego Krzysztof Bagiński powiedział, że zmarły był jedną z pierwszych osób, które zaczęły protest. Uczestniczył też w głodówce, która poprzedziła strajk generalny.
Spór o paliwo
Związkowcy chcą przede wszystkim odwołania zarządu spółki, z którym są w konflikcie, ale obradująca w sobotę Rada Nadzorcza PKS Białystok nie podjęła żadnych decyzji personalnych. Zarówno zarząd spółki, jak i władze samorządowe województwa (samorząd jest właścicielem PKS Białystok) uważają, że strajk jest nielegalny. Kierowcy opierają się na opiniach prawnych mówiących o tym, iż działają zgodnie z prawem. Ich protest popiera też NSZZ Solidarność.
Dziennie w spółce nie jest realizowanych ponad tysiąc kursów, zarząd PKS Białystok szacuje, że kosztuje to firmę każdego dnia około 120 tysięcy złotych. Rada Nadzorcza na swym sobotnim posiedzeniu oceniła, że sytuacja może doprowadzić nawet do upadłości firmy.
Protest zaczął się od dyscyplinarnego zwolnienia dwóch związkowców, którym władze spółki zarzuciły nadmierne zużycie paliwa w autobusach, składając jednocześnie zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Obecnie główny postulat, to dymisja zarządu. Protestujący poczuli się bowiem obrażeni publicznymi wypowiedziami prezesa o tym, iż dochodziło do kradzieży paliwa. Również oni zawiadomili prokuraturę o podejrzeniu naruszania przez zarząd firmy praw pracowniczych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Artur Reszko