Łukaszowi K. grozi do dziesięciu lat więzienia. To on, według śledczych, zorganizował przejazd grupy Polaków w luksusowych autach po słowackich drogach, który zakończył się śmiercią 57-letniego Słowaka. Tragicznego dnia K. jechał mercedesem, którego za darmo wypożyczył mu producent. - To był zwykły krajoznawczy wyjazd znajomych - zapewniał Polak na sali rozpraw. Przekonywał, że - wbrew temu, co twierdzą śledczy - uczestnicy wyjazdu nie ignorowali przepisów ruchu drogowego. Na ławie oskarżonych obok niego siedział Marcin L. To jego porsche wbiło się w skodę. Grozi mu nawet 20 lat w celi. Artykuł dostępny w subskrypcji
Na korytarzu, przed niewielką salą rozpraw sądu w Żylinie na Słowacji, robi się tłoczno: pojawiają się przedstawiciele kolejnych słowackich mediów. Peter Revús z telewizji TA3 pyta, czy w Polsce jeszcze się mówi o tragedii z 2018 roku. - U nas to ciągle żywa historia, a rozpoczęcie procesu tylko wznieci emocje. Ludzie są wstrząśnięci, że ojciec rodziny zginął przez brawurę i nieodpowiedzialność grupy kierowców w luksusowych autach - opowiada. W podobnym tonie wypowiada się stojąca obok dziennikarka radiowa. Komentuje, że "Polacy zrobili sobie tor wyścigowy z drogi, bo mieli taki kaprys".