Warszawska prokuratura umarza śledztwo w sprawie wywieszenia na stadionie transparentu "KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice - dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice". Z postanowienia wynika, że nie było przestępstwa. Prokurator prowadzącej sprawę wystarczyło zapewnienie kibica, że nie czytał transparentu, który wywiesił.
Redakcja tvn24.pl dotarła do postanowienia o umorzeniu wraz z uzasadnieniem. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście nie ustaliła tożsamości autora napisu. Umorzyła śledztwo, jednak nie z powodu niewykrycia sprawców. Uznała, że w ogóle nie doszło do przestępstwa.
Prokuratura przyglądała się napisowi
Podstawą umorzenia jest art. 17.1.1 Kodeksu postępowania karnego. Przepis ten mówi, że postępowanie umarza się, "gdy czynu nie popełniono albo brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie jego popełnienia".
Taka podstawa umorzenia oznacza, że dla prokuratury konkretnie zaadresowane i publicznie wywieszone hasło "nie będzie gwizdów, będą szubienice", wystawione na widok kilkudziesięciu tysięcy ludzi, nie jest przestępstwem.
Do incydentu z transparentem doszło dwa lata temu, 8 maja 2016 roku na meczu Legii z Piastem Gliwice. Transparent pojawił się na tak zwanej Żylecie - trybunie zajmowanej przez najzagorzalszych kibiców Legii.
Władze klubu odcięły się wtedy "od transparentów o charakterze politycznym, które były prezentowane na trybunach". Doniesienia zapowiedziały opozycyjne partie polityczne - Nowoczesna i Platforma Obywatelska oraz działacze i współpracownicy śląskiej organizacji Komitetu Obrony Demokracji. Do prokuratury wpłynęły zaś zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.
Prokuratura wszczęła śledztwo. Za podstawę prawną obrała dwa artykuły Kodeksu karnego: 119 (groźba karalna na tle politycznym) i 255 (publiczne nawoływanie lub pochwalanie przestępstwa).
Czternastu świadków odebrało hasło jako groźbę
Prokuratura przesłuchała osiemnastu świadków. Czternastu z nich zeznało, że wywieszenie transparentów odebrało jako groźbę, poczuło się zagrożonych lub poczuły się zagrożone osoby z najbliższego otoczenia świadków.
Jeden ze świadków zeznał, że "z uwagi na jego działalność w Komitecie Obrony Demokracji czuje się zagrożony (...) przez grupy kiboli oraz organizacje skrajnie prawicowe".
Inny świadek powiedział w śledztwie, że "wśród pracowników 'Gazety Wyborczej' wywieszenie przedmiotowego transparentu spowodowało silny niepokój i obawy o fizyczne napaści, a nawet próby zadawania im śmierci".
Kolejny ze świadków zeznawał, że "po pojawieniu się informacji o transparencie w mediach zauważył znaczący wzrost agresji i gróźb w mediach społecznościowych"
Inne zeznanie świadka mówi o tym, że "sformułowanie 'szubienice' budzi jednoznaczne skojarzenie wieszania ludzi na ulicach, a zatem nawiązanie do szubienic wywołało strach i obawę wśród ludzi, do których było adresowane".
Jednak nie te zeznania były kluczowe dla prokurator Hanny Stachowicz, która umorzyła śledztwo. Wątpliwości, które skłoniły ją do umorzenia postępowania, nabrała po przesłuchaniu kibiców.
Nie czytali w ogóle albo czytali dwie pierwsze litery
Jeden z kibiców pomagających "flagowym", czyli funkcyjnym kibicom rozwieszającym transparenty, zeznał, że nie czytał tego, co było napisane na transparencie. Władze klubu obarczyły go odpowiedzialnością za wywieszenie hasła i zakazały mu wstępu na stadion.
Kibic ten podkreślał w czasie przesłuchania, że "nigdy nie znał treści transparentów, gdyż były zwinięte. Nie zna również treści przedmiotowego transparentu. Poznał ją dopiero po meczu, na zdjęciach w Internecie. Świadek oświadczył, iż gdyby znał treść, to nie powiesiłby takiego transparentu".
W uzasadnieniu umorzenia jest przytoczona kolejna wypowiedź kibica rozwieszającego transparent:
"Świadek również zaznaczył, że podczas jego rozwijania na stadionie nie mógł poznać treści przedmiotowego transparentu, gdyż stał na górze, a transparent zwisał w dół. Ponadto dodał, że zawsze jak rozwiesza transparent, to sprawdza dwie pierwsze litery, żeby transparent nie był do góry nogami, natomiast nie zapoznaje się z treścią tekstu umieszczonego na transparencie".
Poza tym przesłuchani w śledztwie kibice zeznali, że nie wiedzą, kto jest autorem treści transparentu wywieszonego tego dnia na stadionie.
"Dokonując prawnokarnej oceny" zeznań kibiców, którzy nie czytają transparentów, jakie wywieszają albo czytają tylko dwie pierwsze litery, oraz innych dowodów zgromadzonych w postępowaniu prokurator stwierdziła, że w tej sprawie "brak dostatecznych danych na zaistnienie czynu zabronionego".
"Nie uzyskano dowodów". Będzie zażalenie
Decyzja o umorzeniu opiera się stricte prawniczym wywodzie, że groźby karalnej i nawoływania do popełnienia przestępstwa można się dopuścić tylko w zamiarze bezpośrednim. Czyli że do oskarżenia kibiców potrzebne byłyby dowody na to, że chcieli oni upublicznić grożenie szubienicami, a nie że tylko godzili się na to.
"Nie uzyskano dowodów, z których w sposób jednoznaczny wynikałoby, że osoby, które wywiesiły przedmiotowy transparent podczas meczu, działały w zamiarze stosowania groźby bezprawnej lub nawoływania do przestępstwa" - czytamy w uzasadnieniu.
W dokumencie prokuratury nie ma też informacji, czy śledczy próbowali ustalić,kto jest autorem napisu "KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice - dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice".
Jeden z pokrzywdzonych w tym postępowaniu - Bartłomiej Piotrowski, adwokat, ale tu występujący jako obywatel - zapowiedział w rozmowie z tvn24.pl, że jego pełnomocnik złoży do sądu zażalenie na to umorzenie. Piotrowski uważa, że prokuratura nie wykorzystała wszystkich możliwych czynności procesowych, by odnaleźć osoby odpowiedzialne za przygotowanie i wywieszenie transparentu.
Sąd - w ramach kontroli nad prokuraturą - może, ale nie musi, nakazać wznowić śledztwo. Może też zlecić, jeśli uzna, że doszło do zaniechania, przeprowadzić czynności śledcze, których wcześniej prokuratura nie przeprowadziła.
Autor: jp//now / Źródło: tvn24.pl