29 lat temu po wyreżyserowanym przez władze komunistyczne procesie, ogłoszono wyrok w sprawie zabójstwa 19-letniego maturzysty Grzegorza Przemyka. Sąd uwolnił od zarzutu jego pobicia dwóch milicjantów, a na karę więzienia skazał dwóch sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.
12 maja 1983 r. Przemyk wraz z Cezarym F. świętował na pl. Zamkowym egzamin maturalny. Zatrzymany przez MO, na komisariacie przy ul. Jezuickiej otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala zmarł 14 maja w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.
Ustawione śledztwo
Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". Do sprawy Biuro Polityczne KC PZPR powołało specjalny zespół pod kierownictwem byłego szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego (nie żyje od kilku lat). - Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców - mówił Kiszczak. Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała F., który wraz z Przemykiem był na komisariacie. Inwigilowano prowadzących sprawę prokuratorów, a oskarżonych milicjantów i świadków instruowano, jak mają zeznawać. W 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów - Ireneusza K. (który zatrzymał Przemyka) i Arkadiusza Denkiewicza (dyżurnego komisariatu, który nawoływał do bicia, mówiąc: "Bijcie tak, żeby nie było śladów"). Na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali za nieudzielenie pomocy pobitemu - po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań - dwaj sanitariusze.
W wolnej Polsce
Sprawa wróciła do sądów po przełomie 1989 r., gdy uchylono wyroki z 1984 r. W 1997 r. K. został uniewinniony przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, który zarazem skazał Denkiewicza na 2 lata więzienia (według psychiatrów wskutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbycie kary). Oficera KG MO Kazimierza Otłowskiego skazano na 1,5 roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony). Potem sprawa K. zaczęła krążyć między sądami. W kwietniu 2000 r. Sąd Okręgowy w Warszawie trzeci raz rozpoczął proces. W czerwcu 2000 r. K. został uniewinniony z braku dowodów. W styczniu 2001 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że od 1 stycznia 2000 r. sprawa śmierci Przemyka jest przedawniona. We wrześniu 2001 r. Sąd Najwyższy orzekł, że sprawa wraca do SA, a przedawnienie upłynie dopiero w 2005 r. W 2003 r. rozpoczął się kolejny proces. W styczniu 2004 r. SO uniewinnił K. W czerwcu 2004 r. SA uchylił to uniewinnienie. W maju 2008 r. SO uznał K. za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący. Sąd uznał K. za jednego z trzech milicjantów, którzy bili Przemyka. Według sądu K. nie wiedział, kim jest Przemyk, a jego zatrzymanie było przypadkowe i wiązało się z tym, że nie miał przy sobie dowodu. Wyrok ten uchylił w grudniu 2009 r. Sąd Apelacyjny, który prawomocnie uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r. W lipcu 2010 r. SN potwierdził, że sprawa jest przedawniona i oddalił kasację ministra sprawiedliwości od jej umorzenia. SN podkreślił, że matactwa z czasów komunistycznych okazały się skuteczne po latach.
Autor: mn//gak/zp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Arch. TVN24