- Trzeba walczyć z takimi ksenofobami - oświadczył w programie "24 godziny" senator Tadeusz Skorupa, który chce ścigania za znieważenie polskich górali na forach internetowych. Sprawa ma związek ze śmiercią konia na drodze do Morskiego Oka. - Jaki jest koń, każdy widzi - mówiła z kolei dr Dorota Sumińska. Jej zdaniem, najważniejsza w całej sprawie jest zmiana prawa dotyczącego ochrony zwierząt.
- Zwróciłem się do ministra sprawiedliwości w dwóch sprawach: padnięcia konia i komentarzy na forach internetowych - mówił Tadeusz Skorupa. Senator PiS - mówiąc o "wulgarnych i ksenofobicznych komentarzach w internecie" - argumentował, że trzeba się nimi zająć, "bo nie można bezkarnie obrażać całych grup".
- Dziś obraża się górali, a za chwilę Łemków, Lachów, Ślązaków, warszawiaków i Kaszubów - stwierdził senator. I dodał, że śmierć konia na drodze do Morskiego Oka, była tylko "pretekstem do tych ksenofobicznych postaw ludzi sfrustrowanych".
"Znieczulica i bierność turystów"
Dr Dorota Sumińska - weterynarz i behawiorysta zwierzęcy - argumentowała natomiast, że w całej sprawie odchodzi się od meritum (mówiąc np. o dyskryminacji górali), natomiast nie ma dyskusji o tych "tysiącach koni, które giną w różnych okolicznościach". Według niej, należy zmienić prawo odnośnie ochrony zwierząt.
Dr Sumińska stanęła w obronie górali, którzy - jak argumentowała - dbają o zwierzęta, a "koń jest bardzo ważnym członkiem rodzinnej społeczności". - Największe pretensje mam do turystów. Ci, którzy jechali, również powinni ponieść odpowiedzialność - mówiła Sumińska, które miała za złe turystom, iż widząc "niedużą szkapinę, ładują się w 20 osób na wóz". - Ta bierność i znieczulica są okropne - mówiła.
O konieczności zmiany prawa jeżeli chodzi o większą ochronę zwierząt mówił też senator Tadeusz Skorupa. - Warto omówić, w jaki sposób zmienić ustawodawstwo, by doprowadzić do lepszej ochrony zwierząt, nie tylko koni - mówił Skorupa. I dodał, że górale często znajdują wyrzucane przez turystów psy. - To wielki problem na Podhalu - ocenił.
"Nie mogłem tego nie nagrać"
14 lipca b.r. na przystanku końcowym na Polanie Włosienica przed Morskim Okiem padł jeden z dwóch koni ciągnących wóz z turystami. Na miejsce dotarł wezwany przez właściciela weterynarz. Niestety, w chwilę po podaniu kroplówki koń padł. Wszystkiemu przypatrywały się dziesiątki turystów, w tym także pasażerów pechowego wozu. Nikt jednak nie zechciał złożyć oficjalnych wyjaśnień.
Jeden z turystów nagrał całe zdarzenie i opublikował w internecie. - To był stan wyższej konieczności. Nie mogłem tego nie nagrać - tłumaczył w programie "24 Godziny" turysta, który zarejestrował śmierć konia. Jak mówił, po opublikowaniu filmu w internecie, "dostawał pogróżki i zdecydował się usunąć film z serwisu YouTube".
Dlaczego koń zdechł?
Trwają spekulacje na temat przyczyn śmierci zwierzęcia. Tych jednak nie poznamy - koń został wywieziony i spalony. Wydarzenie to oburzyło obrońców praw zwierząt. - Dopuszczalna liczba osób na wozie to 14. Z relacji osób, które widziały tę sytuację wiemy, że na wozie było ponad 20 osób - powiedziała w rozmowie z tvn24.pl Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Sam góral zaprzeczył tym informacjom. - Na wozie było regulaminowe 13 osób dorosłych plus jedno dziecko - powiedział w rozmowie z TVN24. Dodał też, że koń był dobrze traktowany i regularnie zmieniany.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24