Miało być mniej biurokracji i dostosowanie do unijnych przepisów, tymczasem jest kolejny rejestr usług internetowych i propozycje dokładnie przeciwne do dyrektywy UE. W Senacie czeka na głosowanie nowelizacja ustawy medialnej, której przepisy przewidują m.in. konieczność rejestracji serwisów z filmikami w KRRiT, kary do 10 procent rocznego przychodu i wymóg zablokowania nieletnim dostępu do nieodpowiednich dla nich treści.
Nie udało się uchwalić ich w ustawie hazardowej, to przepisy regulujące działalność internetu pojawiły się w ustawie medialnej. 4 marca Sejm przegłosował nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji, popularnie zwaną ustawą medialną, Senat zajmie się nią na posiedzeniu 16 i 17 marca. Uchwaleniu ustawy nadano ekspresowe tempo, bowiem rząd już jest spóźniony z dopasowaniem naszego prawa do unijnej dyrektywy o usługach medialnych.
- Uchwalenie tej ustawy przypomina mi sławetne skoki na media publiczne w wykonaniu PiS i PO. Wprowadzona została na chybcika, w ciągu dwóch miesięcy, praktycznie bez konsultacji społecznych na zasadzie: nieważne, dobra czy zła, byle zdążyć przed polską prezydencją. Przepycha się ją w trybie pilnym, jakby chodziło o zagrożenie bezpieczeństwa państwa, tymczasem ta ustawa wprowadza regulacje internetu - który, jak mówił premier, miał być motorem naszej innowacyjności - przypomniał w rozmowie z tvn24.pl prezes Redefine (odpowiada m.in. za Iplę) Marcin Pery,
- Po co rządowi kontrola nad internetem? Czy rzeczywiście chodzi o polityczne kwestie, bo przecież Krajowa Rada jest wyłaniana przez polityków? Nie chcę tu wprowadzać teorii spiskowych, ale chciałabym zadać rządowi te pytania. A nie było takiej możliwości. Próbowaliśmy się wprosić na posiedzenie komisji, ale powiedziano nam, że lista ekspertów jest zamknięta Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon
Rejestracja w KRRiT i kara do 10 procent przychodów
Proponowane zmiany, które budzą niepokój prawników i organizacji społecznych zajmujących się internetem, dotyczą zarejestrowanych w Polsce serwisów internetowych udostępniających materiały wideo. Ustawa nazywa je "dostawcami usługi audiowizualnej na żądanie".
Wszystkie te serwisy (według szacunków około 30 tysięcy), zarówno giganci jak np. Onet.pl czy Wp.pl, jak i niszowe strony – o ile ich właściciele zarejestrowali działalność gospodarczą – będą się teraz musiały rejestrować w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. KRRiT może rejestracji odmówić, może też dany serwis z rejestru wykreślić. Jeśli jego właściciel dalej będzie udostępniał materiały filmowe, Rada może go ukarać grzywną rzędu 10 proc. rocznego przychodu. Ponadto zarejestrowane w ustawie serwisy będą miały obowiązek promować audycje przygotowane w Europie.
- Oznacza to, że nie tylko duże telewizje internetowe, ale także małe firmy czy osoby prowadzące działalność gospodarczą, udostępniające w internecie programy wideo, a także blogerzy, którzy publikują na swojej stronie treści audiowizualne będą musieli spełniać wytyczne narzucone przez ustawę. To właśnie mali i średni przedsiębiorcy będą największymi poszkodowanymi tej ustawy - mówi Paweł Klimiuk, rzecznik prasowy Onet.pl.
Zastrzeżenia do ustawy ma m.in. Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska, Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, zajmująca się m.in. wolnością słowa w Internecie fundacja Panoptykon oraz prawnik i bloger Piotr Waglowski. Co krytykują w projekcie ustawy?
Nie tylko duże telewizje internetowe, ale także małe firmy czy osoby prowadzące działalność gospodarczą, udostępniające w internecie programy wideo, a także blogerzy, którzy publikują na swojej stronie treści audiowizualne będą musieli spełniać wytyczne narzucone przez ustawę. To właśnie mali i średni przedsiębiorcy będą największymi poszkodowanymi tej ustawy Paweł Klimiuk, rzecznik prasowy Onet.pl
Videoblogi też do rejestracji?
Po pierwsze, niejasność zapisów. Zdaniem jej krytyków ustawa nie precyzuje, kiedy transmisja treści przestaje mieć charakter “prywatny”, a zaczyna być „nielinearną usługą audiowizualną”, którą trzeba rejestrować – innymi słowy, czy jeśli sprzedajesz w internecie na przykład ubrania, a przy okazji prowadzisz wideobloga, na którym je prezentujesz, to czy musisz go rejestrować? A czy dodawanie filmików do profilu sklepu czy usługi na portalu społecznościowym to także „nielinearna usługa audiowizualna”? Ustawa tego nie precyzuje.
Zdaniem części krytyków wystarczy zarabiać na reklamach na blogu, żeby nagranie prezentujące na przykład najlepszą metodę filetowania pstrąga czy przycinanie pędów roślinom doniczkowym zostało uznane za usługę wymagającą rejestracji w Krajowej Radzie. Pojawia się też pytanie, jak taki miłośnik roślin miałby promować twórczość europejską - przerzucić się na roślinność z krajów UE?
Dostosowanie do przepisów UE... przeciw przepisom UE
Po drugie, wprowadzenie samego rejestru. IAB argumentuje, że jeśli celem nowelizowania ustawy medialnej jest dostosowanie polskiego prawa do dyrektywy 2010/13/UE o usługach medialnych, to rząd działa dokładnie wbrew idei tejże dyrektywy. W jej preambule czytamy bowiem: "żaden przepis niniejszej dyrektywy nie powinien zobowiązywać ani zachęcać państw członkowskich do wprowadzania nowych systemów koncesjonowania lub administracyjnego zatwierdzania jakiegokolwiek rodzaju audiowizualnych usług medialnych", tymczasem wykaz KRRiT będzie właśnie takim „nowym systemem koncesjonowania”.
- Pomysł na konesjonowanie i nową kontrolę administracyjną wcale nie wynika z przepisów UE. Unia nie chciała rynku usług audiowizualnych tłamsić, tylko dać minimalne standardy. Zakazy, na przykład dziecięcej pornografii, oczywiście są potrzebne, ale ona są już ujęte w prawie, na przykład kodeksie karnym czy ustawie o usługach elektronicznych. I należy je rozwijać i egzekwować, a nie tworzyć nowe regulacje - uważa Szymielewicz.
Furtka do cenzury?
Po trzecie, przeciwnicy zmian zarzucają im stosowanie do internetu kryteriów właściwych do tradycyjnych, linearnych mediów, takich jak telewizja. Telewizja emituje określony materiał o określonej porze, a w internecie to użytkownik wybiera sobie co i kiedy chce obejrzeć, od profesjonalnych produkcji, które muszą spełniać określone wymogi, po amatorskie filmiki, gdzie panuje zupełna anarchia. A skuteczna kontrola zamieszczonych w sieci treści wymagałaby wprowadzenia rozwiązań godzących w wolność słowa.
Po czwarte, prawnikom i organizacjom pozarządowym nie podoba się uzależnienie możliwości umieszczania filmów od decyzji KRRiT, która będzie mogła jej odmówić, jeżeli uzna, że dostarczane usługi medialne są zagrożeniem dla bezpieczeństwa, porządku czy zdrowia publicznego. Krytycy tego rozwiązania obawiają się, że będzie to decyzja arbitralna i otwierająca furtkę do cenzury. Ponadto, jak zauważa Piotr Waglowski prowadzący stronę prawo.vagla.pl, projekt nakłada na „dostawców usług audiowizualnych” obowiązek zablokowania małoletnim dostęp do treści, które "zagrażają fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi", co w internecie jest niewykonalne.
Ograniczenie konkurencji?
Po piąte, przedsiębiorcy skarżą się, że przepisom ustawy nie będą podlegać gracze spoza Unii Europejskiej, w tym tacy giganci jak Google, YouTube czy Facebook. - To nieuczciwe preferencje dla zagranicznych podmiotów kosztem polskich przedsiębiorstw - oburza się Pery. - Polskie firmy, które legalnie działają w kraju i jeszcze - podkreślam: jeszcze - płacą tu podatki, będą musiały albo wyprowadzić się zagranicę, albo zaakceptować warunki i z góry być skazanym na porażkę w zdobywaniu reklamodawców. A globalni gracze będą się z nas śmiać i robić, co zechcą - dodaje.
Wreszcie krytykowana jest wysokość kary, stanowiąca aż 10 procent przychodu przedsiębiorcy, i dodatkowe wymogi: ograniczenia w reklamie w serwisach internetowych z "usługami audiowizualnymi na żądanie" analogiczne jak w telewizji oraz obowiązki sprawozdawcze wobec KRRIT, które mogą skutkować wzrostem kosztów dla firm na skutek archiwizacji "audycji" i "przekazów reklamowych".
Katarzyna Wężyk//mat/k
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: SXC